PLUSZOWY MIŚ

wtorek, 2 października 2012

Polecane pozycje Alice Miller, tu rozprawka na temat:


Alice Miller – „obowiązki” i „nakazy moralne” – protezy w wychowaniu

0
Nakazy moralne i wypełnianie obowiązków są to protezy, które stają się konieczne, gdy brak czegoś zasadniczego. Im skuteczniejsze okazało się spustoszenie uczuć w dzieciństwie, tym większy musi być arsenał broni intelektualnej i tym większe zapasy protez moralnych, gdyż nakazy moralne i świadomość obowiązku nie są żadnymi źródłami siły, nie stanowią bynajmniej żyznego gruntu dla prawdziwie ludzkich uczuć. W protezach nie płynie krew, można je kupić i mogą służyć różnym właścicielom. Co jeszcze wczoraj uchodziło za dobre, może nazajutrz, zależnie od decyzji rządu czy partii, uchodzić za złe, zabronione i odwrotnie. Ale człowiek o żywych uczuciach potrafi być tylko samym sobą. Nie mam innego wyboru, jeśli nie chce zginąć. Nie pozostaje obojętny wobec izolacji, odtrącenia, utraty przychylności otoczenia czy zniewag, obawia się ich i cierpi z tego powodu, ale nie chce utracić własnego ja, skoro już je posiada. A jeśli dostrzega, że żąda się od niego czegoś, czemu się sprzeciwia cała jego istota, nie może tego zrobić. Po prostu nie potrafi.
Tak się dzieje z ludźmi, którzy mieli to szczęście, że mogli być pewni miłości swoich rodziców także wtedy, kiedy musieli sprzeciwić się ich wymaganiom. Albo nawet z ludźmi, którzy wprawdzie takiego szczęście nie mieli, ale później, na przykład dzięki terapii nauczyli się podejmować ryzyko utraty uczucia, bo odzyskać swoje utracone ja, ponieważ za żadną cenę nie chcą go znów utracić.
Sztuczny charakter pouczeń moralnych i reguł zachowania ujawnia się najwyraźniej tam, gdzie jest najmniej miejsca na kłamstwa i udawanie, a mianowicie w stosunkach między matką a dzieckiem. Poczucie obowiązku nie jest wprawdzie żyznym gruntem dla miłości, jest natomiast znakomitym podłożem do obopólnego poczucia winy. Trwające całe życie poczucie winy i obezwładniająca niewdzięczność na zawsze łączą matkę i dziecko. Robert Walser powiedział kiedyś: „Są matki, które z gromadki swoich dzieci wybierają sobie beniaminka, którego swoimi pocałunkami być może kamienują, zagrażają całej jego egzystencji”. Gdyby wiedział, gdyby zdobył emocjonalną świadomość, że opisuje w ten sposób własny los, nie dokonałby zapewne żywota w klinice psychiatrycznej.
(…)
Moje antypedagogiczne zastrzeżenia nie są skierowane przeciw jakiemuś określonemu sposobowi wychowywania, ale przeciw wychowaniu manipulacyjnemu, nawet jeśli nie jest rzekomo autorytarne. (…)
Nie oznacza to jednak, by dziecko miało rosnąć zaniedbane, bez niczyjej interwencji, ochrony, opieki. Do swego rozwoju każde dziecko potrzebuje traktowania go z szacunkiem przez bliskich, tolerancji dla swoich uczuć, wrażliwości na swoje potrzeby i braki oraz wewnętrznej niezależności własnych rodziców, których własna wolność – nie zaś przepisy pedagogiczne – zakreśla naturalne granice dla zachowań dziecka. I właśnie to sprawia rodzicom i wychowawcom największe trudności, a to z następujących powodów:
  1. Jeśli rodzice musieli bardzo wcześnie w swoim życiu nauczyć się pomijać własne uczucia, nie traktować ich poważnie, ale wręcz nimi pogardzać i je wykpiwać, zabraknie im najważniejszego narzędzia do właściwego obchodzenia się z własnym dzieckiem, wrażliwości. W jej zastępstwie będą próbowali uciekać się do protez, jakimi są zasady wychowawcze. Będą się więc na przykład obawiali okazać swojemu dziecku tkliwość, w przekonaniu, że się je w ten sposób rozpieszcza, albo w innych przypadkach będą się posługiwali czwartym przykazaniem dla ukrycia własnych ułomności.
  2. Rodzice, którzy jako dzieci nie nauczyli się rozpoznawać własnych potrzeb i bronić własnych interesów, ponieważ nie dano im do tego prawa, nie będą umieli ich rozpoznawać przez całe życie i dlatego będą stosować surowe zasady wychowawcze. Ów brak rozeznania, mimo stosowania tych zasad (…), prowadzi do ciężkiego poczucia niepewności u dziecka.
  3. Ponieważ dziecko często służy jako substytut własnych rodziców, wysuwa się pod jego adresem sprzeczne żądania i oczekuje od niego czegoś, czego nie może spełnić. (…) Ale często owo poczucie bezradności dziecka prowadzi do wzmożenia jego agresywności, co z kolei przekonuje wychowawców o konieczności stosowania zastosowania ostrzejszych środków.
  4. Podoba sytuacja wytwarza się, kiedy wpaja się w dzieci, jak to było w latach sześćdziesiątych, gdy przyszła moda na wychowanie „antyautorytarne”, określone zachowania, które kiedyś były upragnione przez rodziców i dlatego uważane powszechnie przez nich za pożądane. Można było przy tym całkowicie nie dostrzec prawdziwych potrzeb dziecka. Znam na przykład przypadek, kiedy zachęcano zasmucone dziecko, by stłukło szklankę, kiedy ono pragnęłoby w tej chwili się przytulić do matki. Jeśli dzieci czują się niezrozumiane i manipulowane, rodzi się w nich prawdziwe poczucie bezradności, znajdujące swój wyraz w agresji.
W przeciwieństwie do powszechnych mniemań, nie mogę pojęciu „wychowanie”  przypisać wielu pozytywnych znaczeń, bo widzę w nim raczej samoobronę dorosłych, uważam je za manipulację wynikłą ze zniewolenia i poczucia niepewności. Wprawdzie mogę te motywy zrozumieć, ale nie wolno mi nie dostrzegać ich niebezpieczeństwa. (…) Słowo wychowanie zawiera w sobie wyobrażenie określonego celu, który ma osiągnąć wychowanek  - i już to samo ogranicza jego możliwości rozwojowe. Ale rzetelne wyrzeczenie się wszelkiej manipulacji i rezygnacja ze stawiania sobie z góry celów nie oznacza, by miało się pozostawić dziecko samemu sobie, gdyż potrzebuje ono ogromnego duchowego i fizycznego wsparcia dorosłych. Aby umożliwić dziecku pełny rozwój, owo wsparcie musi się wyrażać następująco:
  1. W poszanowaniu dla dziecka.
  2. W uznaniu jego praw.
  3. W tolerancji dla jego uczuć.
  4. W gotowości, by na podstawie jego zachowania poznać:
    a. prawdziwą naturę dziecka;
    b. dziecko tkwiące w nas samych;
    c. prawa rządzące zżyciem uczuciowym, które o wiele łatwiej odkryć u dziecka niż u dorosłego, gdyż dziecko przeżywa swoje uczucia znacznie intensywniej, a  w każdym razie znacznie bardziej otwarcie niż dorosły.
Doświadczenia nowego pokolenia wskazują, że także ludzie, którzy sami byli ofiarami wychowania, są zdolni do wykazywania takiej gotowości.
Jednak pełne uwolnienie od odwiecznych przymusów nie może się dokonać w czasie jednego pokolenia. Myśl, że jako rodzice więcej możemy dowiedzieć się o prawach życia od noworodka niż od własnych rodziców, będzie dla wielu starszych ludzi śmiechu wartym nonsensem. Ale także i młodzi ludzie mogą odnieść się do niej z nieufnością, gdyż wielu z nich ( z psychologami włącznie) pozostaje pod wpływem „zasad czarnej pedagogiki”.
Bez otwarcia na to, co inny chce nam zakomunikować, niemożliwe jest nawiązanie z nim autentycznych relacji. Aby dziecko zrozumieć, móc je wspierać i kochać, musimy wysłuchać, co nam ma do powiedzenia. Z drugiej strony, aby dziecko mogło się odpowiednio wypowiedzieć, potrzebuje ono atmosfery wolności, zainteresowania i chęci zrozumienia. Nie powstaje tu żaden rozdźwięk między środkami a celami, ale raczej dialektyczny proces oparty na dialogu. Uczenie się wynika ze słuchania, co z kolei prowadzi do jeszcze dokładniejszego wsłuchiwania się i wnikania w uczucia innego człowieka. Albo mówiąc inaczej: aby uczyć się od dziecka, potrzebna jest nam do tego empatia, która z kolei wzrasta, w miarę jak się od niego uczymy. Jest to całkowicie odmienne podejście  od założeń wychowawcy, który by chciał (czy uważał, że musi) w jakikolwiek sposób kształtować dziecko. Dlatego nie dopuszcza do swobodnych wypowiedzi dziecka, tracąc zarazem własną szansę, by dowiedzieć się czegoś o nim.
Książki krytyczne wobec zasad pedagogiki mogą stanowić znaczną pomoc dla młodych rodziców, jeśli będą je traktować nie „jako podręczniki” do kształtowania dzieci, ale jako źródło informacji, jako zachętę do nowych doświadczeń i uwolnienia się od starych przesądów, by spojrzeć na sprawy w nowym świetle.
Cytat z książki Alice Miller „Zniewolone dzieciństwo”, Media Rodzina 1999.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz