PLUSZOWY MIŚ

środa, 2 września 2015

Kontakt jest priorytetem

heart-700141_1920
Gdy wykrystalizował mi się pomysł na ten artykuł, pomyślałam sobie od razu, że we wstępie napiszę ostrzeżenie dla czytelników: „Ten tekst jest tylko dla osób o silnych nerwach”. Zaraz potem pojawiły się w mojej głowie kolejne myśli: „A co to tak naprawdę znaczy osoby o silnych nerwach?”. To skłoniło mnie do zastanowienia się, przed czym tak naprawdę chcę Ciebie, Drogi Czytelniku, przestrzec. Nie jest mi to łatwo sformułować. Rzecz w tym, że idee, którymi kieruję się w tekście, nie pochodzą ze stereotypowego i oferowanego w naszym kraju przekazu o rodzicielstwie, dzieciach i ich zachowaniach. Swoją inspirację w głównej mierze czerpię z Porozumienia bez Przemocy (ang. Nonviolence Communication) Marshalla Rosenberga.
Niektóre zdania mogą cię zaszokować, zdziwić lub możesz się z nimi nie zgodzić. Tak właśnie może być. Lecz jeśli masz kilka minut, które jesteś gotów zainwestować w być może inne spojrzenie na swoje dziecko i siebie jako rodzica – ten artykuł jest dla Ciebie.
Wracając do tematu… W Porozumieniu bez Przemocy mówimy, iż wszystko co robimy, jest próbą zaspokojenia naszych potrzeb. Potrzeb, które są piękne, uniwersalne i wspólne wszystkim ludziom. Bo któż na przykład nie potrzebuje bezpieczeństwa? Kto nie ceni współpracy, łatwości, bycia usłyszanym?
Lista potrzeb w Porozumieniu bez Przemocy jest długa, a znajdujące się tam jakości są wspólne nam wszystkim. Mają je i rodzice, i nauczyciele, i menadżerowie, i również dzieci.
Wszyscy (i mali i duzi) mamy potrzeby i to z chęci ich zaspokojenia płyną nasze działania
Podążając za potrzebami, dochodzimy do tego, że każdy z nas w każdej chwili reaguje najlepiej jak umie w danym momencie. Pisząc, iż „reaguje najlepiej”, mam na myśli, że robimy to, co na dany moment jest dla nas możliwe w oparciu o posiadaną wiedzę, przekonania, doświadczenie, świadomość czy wewnętrze zasoby. Jeśli pojawia ci się Drogi Czytelniku pytanie: „Ale jak to?”- już spieszę z dalszym wyjaśnieniem. Faktem jest, że czasami robimy rzeczy, które przyczyniają się do bólu innych osób, które są po prostu nieprzyjemne czy trudne. I takie zachowania (nasze własne lub innych) mogą nam się nie podobać! A jednocześnie, jeśli ocenimy je jako złe, a nawet wymierzymy za nie karę, w moim przekonaniu nie rozwiążemy problemu, bowiem leży on głębiej.
Zilustruję to na przykładzie: pięciolatek bawi się zabawką, gdy podchodzi do niego ośmioletni starszy brat i prosi, by ten dał mu zabawkę. Pięciolatek odmawia. Następnie ośmiolatek zabiera zabawkę, a w konsekwencji tego zachowania pięciolatek gryzie go w kostkę. Do pokoju wchodzi rodzic i gdy widzi rozpaczającego ośmiolatka i pięciolatka z zębami wtopionymi w kostkę brata, zdenerwowanym głosem mówi do młodszego dziecka: „Co ty wyprawiasz? Tyle razy prosiłam cię, żebyś nie gryzł brata. Nawet na chwilę nie można cię spuścić z oka”.
Etykiety i oceny to język statyczny, potrzeby to język serca
Przyglądając się tej sytuacji, możemy użyć nawykowego języka i nazwać starszego chłopca egoistą, młodszego ukarać za sprawienie bólu krzywdy bratu. Problem jednak nie znika, bowiem nie uczy dzieci wychodzić z trudnych sytuacji z szacunkiem dla siebie i dla innych. Możemy też powiedzieć, iż rodzic niesprawiedliwie ocenił młodsze dziecko, bo przecież starsze je sprowokowało, czyli rodzic nie miał pełnego obrazu sytuacji i działał zbyt szybko.
Popatrzmy na tę sytuację przez pryzmat potrzeb bohaterów scenki:
Młodszy chłopiec chciał się bawić zabawką. Potrzebował mieć możliwość by samemu decydować, kiedy i czym się bawi. Co więcej, chciał być usłyszany w tym, jak ważne jest teraz dla niego, by dalej bawić się nią i nie oddawać jej bratu. Gdy więc starszy brat wyrwał mu zabawkę, chłopiec poczuł smutek i złość, bo jego granice zostały naruszone. Bardzo kocha swojego brata i generalnie nie chce go krzywdzić. Wie też o prośbie mamy, by ze sobą rozmawiali, a nie rozwiązywali konflikty siłą, jednak w tamtej chwili o tym wszystkim nie pamiętał. Działał, impulsywnie, chciał się obronić i odzyskać zabawkę. Chce się uczyć inaczej postępować w takich sytuacjach, ale jeszcze nie wie jak. Potrzebuje wielu przykładów od innych, jak bez przemocy radzić sobie z konfliktami i potrzebuje dorosnąć, by móc wyrażać swoje emocje inaczej.
Przyjrzyjmy się teraz sytuacji z perspektywy starszego brata. On bardzo chciał bawić się z młodszym bratem i jednocześnie zależało mu dokładnie na tej samej zabawce, którą młodszy bawił się już od dłuższego czasu. Pomyślał, że to nie fair, że tylko on się nią bawi. Poprosił o nią, jednak gdy jej nie dostał, jego emocje zaczęły buzować. Poczuł irytację, bo potrzebował też być uwzględniony w tej zabawie. Ważna dla niego była współpraca i bycie wysłuchanym. Nie działał przeciwko bratu, wyrywając mu zabawkę. Nie wiedział, jak inaczej zadbać o swoje potrzeby. Czuł się bezradny i stracił zaufanie, że rozmowa z bratem przyniesie jakiekolwiek rezultaty.
Tu wcale nie chodzi o usprawiedliwiane, lecz dostrzeganie tego co naprawdę ważne
Ta historia nie ma na celu usprawiedliwiać zachowania dzieci. Jako rodzice zawsze możemy nie godzić się na pewne zachowania dzieci i innych osób, bo są one dla nas trudne lub niewygodne. Patrzenie na tę sytuację przez pryzmat potrzeb oraz zauważanie, jakimi zasobami wewnętrznymi dysponowały osoby uczestniczące w scence nie ma doprowadzić do zaakceptowania zachowań. Ma raczej wesprzeć rodzica w odejściu od ocen i osądów na temat dzieci czy siebie. By dzięki temu mógł on łatwiej zauważyć i przyjąć, co w danym momencie przeżywają jego dzieci, z jakimi wyzwaniami się zmagają, jakie mają niezaspokojone potrzeby, a także jakie potrzeby próbowały zaspokoić, podejmując działania, które podjęły.
Dlaczego warto patrzeć na siebie i innych przez pryzmat potrzeb?Bo dzięki temu pojawia się możliwość otwarcia serca na siebie i drugiego człowieka. Ja głęboko wierzę, że wówczas jako rodzice jesteśmy w stanie inaczej zareagować w trudnej sytuacji, powiedzieć rzeczy, które wspierają nas, wspierają dzieci i pomagają budować relację w oparciu o wartości, które cenimy w rodzicielstwie.
Obrazek
Co mógłby powiedzieć i zrobić rodzic, gdyby nie tylko poznał całą sytuację ale też popatrzył na nią przez pryzmat potrzeb, swoich i dzieci?
W pierwszej kolejności zapewne zadbałby o ich bezpieczeństwo, a jeśli byłaby taka konieczność rozdzieliłby bijące czy gryzące się rodzeństwo. Następnie próbowałby okazać empatię dzieciom przy jednoczesnym niezapominaniu o sobie. Okazać empatię, czyli tak naprawdę zobaczyć, co w danym momencie jest żywe w sercach dzieci (zgadnąć, co czują, czego potrzebują), a także powiedzieć im, co jest w nim – rodzicu – żywe w wyniku tego zdarzenia. Jest to taki taniec pomiędzy dawaniem uwagi dzieciom, a mówieniem o sobie. Z praktycznego punktu widzenia mogę dodać, iż najpierw okazujemy empatyczną uwagę temu dziecku, które w danej chwili najbardziej tego potrzebuje. Niejednokrotnie jest to sprawca jakiegoś czynu, a w naszym przykładzie dziecko, które gryzło. Dlaczego? Bowiem ono jest w tak silnym emocjonalnie stanie, że będzie mu trudno usłyszeć racjonalne argumenty (choćby przywoływanie obowiązujących w domu zasad) i dlatego tak bardzo potrzebuje empatycznego kontaktu.
Priorytetem jest kontakt – to on jest fundamentem relacji
Ktoś kiedyś powiedział, że najbardziej potrzebuje miłości to dziecko, które prosi o nią w najtrudniejszy dla dorosłego sposób. Dla siebie i dla innych rodziców pragnę, byśmy jak najczęściej przypominali sobie, że to, co robimy my jako rodzice i to, co robią nasze dzieci, to wszystko wypływa z próby zaspokojenia pięknych potrzeb. I niestety czasem wybieramy takie sposoby (strategie) zaspokojenia tych potrzeb, które są niemal z góry skazane na niepowodzenie (krzyk, bicie itp.), jednak w danej chwili nie mamy dostępu do innych sposobów.
Marshall Rosenberg powiedział: „Przemoc jest tragicznym wyrazem niezaspokojonych potrzeb”. Tragicznym, bo wcale nie przybliża do zaspokojenia tych potrzeb.

Joanna Berendt trener CNVC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz