PLUSZOWY MIŚ

poniedziałek, 12 marca 2018

ŻYRAFKI


PODRÓŻ DO INDII


CELE :
Dziecko:
- wyraża swoje potrzeby,
- doceniania znaczenie obecności kolegów i koleżanek z grupy,
- jest wrażliwe na potrzeby grupy,
- poznaje obyczaje i tradycje związane z Indiami,
- potrafi wskazać Indie na mapie,
- zna charakterystyczne potrawy kuchni   indyjskiej,
- wie, że w Indiach ludzie posługują się językiem hindi,
- wie, ze przez Indie płynie najdłuższa rzeka Ganges,
-wie, że Nowe Delhijest stolicą Indii,
-  rozpoznaje i nazywa literę z,u, c,ł  : małą i wielką, drukowaną i pisaną,
-  rozpoznaje i nazywa urządzenia służące do odtwarzania muzyki, stosowane dawniej i obecnie,
- rozpoznaje cyfrę 9 i 10,
- dodaje i odejmuje w zakresie 10,
 stosuje słowa: scena, kurtyna, aktor,
-wymienia elementy pogody występujące w marcu,
- potrafi wymienić i rozpoznać zwiastuny wiosny,
- zna tradycje związane ze świętami  wielkanocnymi,

Wychowawca :   Barbara Cymerman


W tym miesiącu zachęcam Państwa do przeczytania wywiadu  „Po pierwsze – zmiana myślenia” z Agnieszką  Stein, Psycholożką, która  prowadzi warsztaty dla rodziców, współpracuje z przedszkolami i szkołą Montessori. Razem z Małgorzatą Strzelecką założyła w 2008 roku stronę dzikiedzieci.pl poświęconą Rodzicielstwu Bliskości. Szkoli profesjonalistów pracujących z dziećmi: nauczycieli, nauczycieli przedszkolnych i pracowników żłobków.
Agnieszka Stein: Po pierwsze – zmiana myślenia (wywiad)


„Rodzicielstwo to najlepszy sposób na osobisty rozwój” – pisze w swojej książce „Dziecko z bliska” Agnieszka Stein, psycholog dziecięca, autorka pierwszej w Polsce publikacji na temat rodzicielstwa bliskości. W rozmowie z naszym portalem mówi m.in. o tym, jak nawiązać relację ze swoim dzieckiem, co oznacza patrzeć na nie z bliska i jak można wychowywać bez nagród i kar.

Siostra Ania: Jest Pani kosmitką. Wspomina Pani o tym już na samym początku „Dziecka z bliska”.

Agnieszka Stein: To żart. Gdy pracowałam w gimnazjum i powiedziałam, że nie ma żadnych kar, to dzieci uznały, że jestem z kosmosu.

A czy dorośli nie traktują Pani tak, jakby Pani faktycznie stamtąd pochodziła?

Czasami tak, chociaż  jestem akurat w takiej dobrej sytuacji, że mówiąc o wychowaniu bez kar występuję z pozycji osoby, która się na tym zna, mam w tym dużo pewności, mam poważne argumenty, więc takie traktowanie pewnie zdarza mi się rzadziej, niż innym rodzicom, którzy w ten sposób wychowują dzieci.

W swojej książce pisze Pani, że obecny czas jest epoką rozwijającej się świadomości rodziców – jakie zmiany Pani u nich zauważa?

Mam poczucie, że kiedyś rodzice uważali, że jeżeli dziecko coś źle robi, tzn. że z dzieckiem jest jakiś problem, że jest w nim coś złego i trzeba to naprawić. Teraz rodzice biorą bardzo dużą odpowiedzialność za wychowanie. Trochę im się wydaje, że dziecko można ulepić w każdą stronę tak jak plastelinę, a w związku z tym, jeżeli pojawia się jakaś trudność tzn. że nie ulepili czegoś w dobry sposób. Często przychodzą i od drzwi zadają pytanie, gdzie popełniliśmy błąd. Jest to skrajność, która jest niesłuszna, a to dlatego, że dziecko jest człowiekiem, który przychodzi na świat z jakimś temperamentem i dyspozycjami i nie da się go lepić w dowolny sposób. Nie da się z każdego dziecka wychować takiego dorosłego jakiego sobie wymyślimy, tylko tego konkretnego, którym to dziecko jest.

Patrzeć na dziecko z bliska – co to oznacza?

Warto przede wszystkim chcieć patrzeć. Zaczyna się to od tego, że człowiek zaczyna koncentrować się nie tylko na tym, czego chce od tego dziecka, ale również na swojej potrzebie przyjrzenia się temu, co to dziecko pokazuje. Aby patrzeć na dziecko z bliska, ludzie potrzebują też patrzeć na siebie. Kiedy rodzic chce czegoś od dziecka wymagać, to czasami warto, aby zadał sobie pytanie: po co mu to w ogóle jest potrzebne? Często jest tak, że dorośli się na coś upierają, chcą coś przeforsować z dzieckiem i im bardziej się ono opiera, tym bardziej czują, że muszą dalej naciskać. Jak się jednak przez chwilę zastanowią, to okazuje się, że ta rzecz wcale nie była im potrzebna, tylko mają takie poczucie, że dzieci powinny, że dzieci tak muszą, że od dzieci trzeba wymagać pewnych rzeczy. Dlatego zachęcam do tego, aby nie opierać swoich relacji z dziećmi na takich ogólnikach, tylko na braniu odpowiedzialności za swoje własne wybory, za to, że ja chcę czegoś od dziecka i proszę dziecko o coś, bo jest mi to naprawdę do czegoś potrzebne. Jest to przygoda z odkrywaniem dziecka, ale też z odkrywaniem swoich różnych potrzeb i swoich różnych upodobań, swojej wyjątkowości.

W jaki sposób to odkrywać?

Całe rodzicielstwo właśnie na tym polega i trzeba temu odkrywaniu poświęcić wiele lat. To wszystko jest do odkrycia jednak tylko wtedy, kiedy ma się w sobie taką chęć. Nie koncentrować się na „jak”, ale by po prostu chcieć.


Mam poczucie, że rodzice zostali wprowadzeni w błąd, że istnieje jedna skuteczna recepta, którą jak zastosują to na pewno wszystko będzie dobrze, w sensie takim, że dziecko będzie chodzić jak w zegarku. A tak naprawdę jednej skutecznej recepty nie ma. I nie ma jej, bo z jednej strony dzieci są różne, a z drugiej strony bez względu na to, jak byśmy dobrze nie postępowali, to dziecku i tak do rozwoju są potrzebne takie momenty, kiedy np. przeciwstawia się rodzicom. Dziecko musi przejść ten etap, musi to przeżyć, musi tego doświadczyć, żeby być samodzielnym, dorosłym człowiekiem. Nie da się pominąć etapu, kiedy dziecko np. na coś się nie zgadza.

A co jeżeli dziecko tupie, bije, krzyczy, rzuca się, zachowuje się w taki sposób, że czujemy się zagubieni, nie potrafimy sobie poradzić z jego emocjami? Tym bardziej jeżeli to wszystko dzieje się jeszcze w miejscu publicznym?

Zachęcam rodziców do tego, aby starali się te wyzwania, które sobie stawiają, trochę stopniować. Ta sytuacja, którą pani opisała jest najtrudniejsza z możliwych, z zupełnie wysokiej półki. Kiedy próbujemy sobie radzić z jakimiś trudnymi sytuacjami, warto zaczynać od sytuacji łatwiejszych, np. nie zaczynać od tego, jak dziecko tupie w miejscu publicznym, tylko jak tupie w domu, kiedy mamy spokój, komfort i większy luz, aby różne rzeczy zastosować. I dopiero wtedy, jak w domu coś zadziała, to możemy w miejscu publicznym też próbować, jeżeli czujemy się z tym pewnie. Rodzice sobie bardzo wysoko stawiają poprzeczkę. Chcieliby dostać taki sposób, który od razu z dnia na dzień zmieni wszystko o 180 stopni. Tak naprawdę jednak jest to proces, w którym nie tylko dziecko się uczy, ale i dorosły uczy się tego dziecka oraz radzenia sobie w różnych sytuacjach.

W „Dziecku z bliska” pisze Pani o tym, aby nie stosować ani nagród, ani kar. A co z komplementami i chwaleniem dziecka?

Badania pokazują, że ludziom lepiej służy, kiedy wyrastają w przekonaniu, że to, co dostają od bliskich osób, dostają bezinteresownie: akceptację, miłość, dobre traktowanie oraz że nie jest to wynikiem ich odpowiedniego albo nieodpowiedniego zachowania. Taki sposób wychowania wynika z wiary w to, że dzieci chcą się dobrze zachowywać i chcą współpracować z rodzicami i nie trzeba ich do tego w żaden sposób zmuszać. Zarówno kara, jak i nagroda jest takim założeniem, że gdybym ich nie zastosowała, to moje dziecko nie chciałoby zrobić czegoś o co je proszę. Najczęściej jest jednak tak, że dziecko chce spełniać nasze prośby i robi to tak często, jak tylko może. Jeżeli chodzi o komplementy, to musimy zadać sobie pytanie, czy to, co robię w stosunku do dziecka, robię dlatego, że chcę je do czegoś nakłonić albo zniechęcić, czy też robię to z intencją bycia z dzieckiem, podzielenia się z nim czymś fajnym, miłym, aby nam razem było przyjemnie. Czyli podstawą jest pytanie „Czemu to służy?”  – czy to ma być jakiś nacisk na dziecko, czy to ma służyć temu, żeby po prostu było nam razem dobrze.

Myślę że nie chodzi też o to, aby popaść w drugą skrajność.  Kiedy mówimy do dziecka np. „proszę cię nie kop ściany butem” albo zabieramy mu zabawkę, kiedy nią rzuca i coś się może zniszczyć , to na wiele sposobów wpływamy na jego zachowanie, ale też gramy z dzieckiem w otwarte karty. Nie stosujemy metod manipulacyjnych – jak ty zrobisz dla mnie coś miłego, to ja w zamian też zrobię coś miłego dla ciebie – nie uczymy dziecka, że zawsze coś jest za coś. My również chcielibyśmy, aby nasze dziecko było miłe i dobre dla nas nie tylko dlatego, że my jesteśmy dla niego mili, ale po prostu dlatego, że nas lubi i że uważa, że bycie w porządku dla innych ludzi i szanowanie ich jest po prostu częścią normalnego zachowania, a nie czymś co się tylko dostaje w ramach wymiany. Rodzice mają często taką obawę, że jak dziecko o coś poproszą, to ono tego najczęściej nie zrobi. Ja mam takie doświadczenie, że dziecko to zrobi, jeżeli dostaje jasną, konkretną prośbę. Dziecko najlepiej reaguje właśnie nie na próby jakiejś manipulacji, ale na konkretną, prostą prośbę.

A w jaki sposób mówić dziecku „nie”?

Po prostu. Rodzice czasami mają taki problem, że zamiast powiedzieć dziecku zwyczajnie „nie” to jakoś starają się krążyć wokół tematu. Po prostu „nie”, ale to „nie” ma w sobie taki element, że mamy w nim zgodę na to, że dziecku może się to nie podobać, nie oczekujemy od dziecka, że będzie z tego zadowolone. Jeżeli jednak czasami jest mu trudno z takim bezpośrednim zakazem, to warto jest w kontakcie z nim nie zaczynać od tego twardego „nie” tylko od przyjrzenia się sytuacji, od zobaczenia czy to słowo jest w ogóle potrzebne.  Po drugie, warto starać się też zobaczyć o co temu dziecku chodzi w danej sytuacji, można zacząć wtedy od nawiązania z nim kontaktu, od tego, aby pokazać mu, że widzimy, że dla niego to, co się dzieje, jest bardzo ważne i dopiero wtedy mówić „nie”. I tu jest jeszcze taka potrzeba rozróżniania swoich granic od granic dziecka. Jest taki obszar o którym dziecko w pełni decyduje i nie mamy prawa mu wtedy powiedzieć „nie”, np. kiedy mówi „jestem już najedzony, nie chcę dalej jeść”.



Pierwsze dziecko, młodzi rodzice i mnóstwo obaw – jak nie popełniać  błędów?

Błędy zawsze będzie się popełniać, pytanie tylko: czy potrafimy je zobaczyć i wyciągnąć z nich wnioski? Nie wierzę, że można nie popełniać żadnych błędów, ale warto też wtedy umieć się z tego wycofać. Można powiedzieć do dziecka: „przepraszam, po prostu głupio wymyśliłem, nie będę tak więcej robił”.

Z kolei dziecko malutkie daje bardzo proste sygnały – jak mu jest dobrze, to się uśmiecha, jak źle, to płacze. To jest tak jak ciepło-zimno: dziecko nam pokazuje, że jak jest „ciepło” tzn. że trzeba dalej robić to, co robimy, a jak „zimno” to trzeba w iść w inną stronę. Oczywiście, to nie zawsze jest takie proste, ale generalnie dziecko sygnalizuje nam co się dzieje, nawet jeżeli zrobimy coś nieodpowiednio, bo się pomylimy. Przy niemowlęciu ludziom jeszcze nie włącza się myślenie, że dziecko trzeba czegoś nauczyć, skupiając się głównie na jego pielęgnacji i zaspokajaniu potrzeb. Później robi się trudniej.

Z jakimi mitami na temat rodzicielstwa bliskości spotyka się Pani najczęściej?

Spotykam się m.in. z takimi mitami, że rodzicielstwo bliskości jest tylko dla małych dzieci, że dzieci robią to, co chcą oraz że rodzicielstwo bliskości polega na tym, że dziecko karmi się piersią przez cztery lata, śpi z nim w jednym łóżku, nosi w chuście i właściwie to na tym się kończy. Dla mnie istota rodzicielstwa bliskości tkwi właśnie w tym, aby mieć z dzieckiem dobrą relację, aby ta relacja była stawiana na pierwszym miejscu niezależnie od tego jakie rodzic ma konkretne pomysły i rozwiązania na różne sytuacje życiowe.

Spotykam się również z takim mitem, że rodzicielstwo bliskości nie działa na wszystkie dzieci. Rodzice mówią czasami, że na pewno nie zadziała to u takiego dziecka jak ich własne. Dla mnie jest to trochę mylenie przyczyn ze skutkiem. Gdy stosuje się metody tradycyjne, to z czasem myśli się, że na dziecko już coraz mniej rzeczy działa i w związku z tym należy te metody jeszcze bardziej zaostrzać. Odejście od stosowania takich metod rzeczywiście na początku jest trudne. Nie jest to związane z tym, że to dziecko od początku było trudne, ale że cały czas było traktowane na zasadzie próby sił. Stąd, kiedy rodzic przestaje się z nim siłować, dziecko musi mieć czas, aby to zauważyć.

Jak wprowadzać rodzicielstwo bliskości w swoje codzienne życie, kiedy dziecko jest już starsze?

Pierwszą rzeczą jaką warto zrobić to dać sobie czas, ponieważ to wszystko nie zadzieje się od razu. Rodzice uczą się też wtedy w inny sposób postępować, reagować, a dziecko musi się nauczyć radzić sobie w innej sytuacji. Druga kwestia jest taka, że rodzice często muszą sobie umieć poradzić z różnymi emocjami, które się w nich budzą w odniesieniu do tego, że mają poczucie, że właśnie coś zrobili inaczej niż zwykle zrobiliby w tej chwili. Dorośli mają też trochę żal, że gdyby już wcześniej coś zrobili to teraz byłoby inaczej. Dodatkowo nawet przy najlepszym postanowieniu i dobrej woli zmiany, wciąż tkwią w nas stare nawyki, teorie z których korzystamy i czasem trudno jest się z nich wydobyć, aby zrobić coś całkiem inaczej. Warto zaczynać więc nie od zmiany postępowania, tylko od zmiany myślenia. Kiedy zmieniamy myślenie zaczynamy też inaczej widzieć to, co dziecko robi, inaczej interpretować jego zachowania, pojawiają się też inne emocje.

Wśród przeciwników rodzicielstwa bliskości istnieje przekonanie, że stosując je wychowujemy albo małego tyrana, albo bidulka, który jest za bardzo przywiązany do rodziców…

To jest właśnie bardzo ciekawe, że te dwa zarzuty pojawiają się prawie równolegle.  I stąd pytanie – w czym właściwie jest kłopot, skoro można wychować i tyrana, i bidulka za pomocą tej metody. Trochę też trudno jest się do tego odnieść. Myślę, że takie podejście bierze się stąd, że lubimy to, co jest nam dobrze znane. Jak coś jest inne, to szukamy tego uzasadnienia tak naprawdę dla naszego niepokoju, próbujemy jakoś wytłumaczyć racjonalnie, dlaczego go czujemy. Dla ludzi najbardziej naturalne jest powtarzanie w swoim dorosłym życiu takiego doświadczenia jakie mieli w swoim dzieciństwie.

Pracuje Pani nad nową książką. O czym ona będzie?

Będzie to książka o dzieciach w wieku szkolnym. Myślę że będzie ona wsparciem dla rodziców, którzy przeczytali „Dziecko z bliska” albo wyszli już poza jej etap i chcieliby dostać jeszcze więcej pomocy oraz konkretnych sytuacji, a także chcieliby lepiej rozumieć swoje dziecko.

Dziękuję za rozmowę.

KANGURKI

,,Indie”
Cele:
-Przybliżanie wiedzy dotyczącej Indii w powiązaniu z jej historią, położeniem geograficznym, kulturą, tradycjami
- Oglądanie fotografii przedstawiających krajobraz i zabytki: Tadż Mahal- Symbol Indii i jednocześnie symbol miłości, Dżajpur, miejsce, gdzie można obejrzeć Pałac Wiatrów i obserwatorium astronomiczne władcy, którego hobby było obserwowanie nieba, Dżami Masdżid - największy meczet Indii,  Dżajpur, miejsce, gdzie można obejrzeć Pałac Wiatrów
- zapoznanie z wyglądem flagi Indii
-zapoznanie z kuchnią poprzez doświadczenia kulinarne
- zapoznanie z tańcem indyjskim
- świadomość i wyrażanie własnych potrzeb,
- wrażliwość na potrzeby innych,
- uważność słuchania i swobodnego wypowiadania się na temat czytanych treści,
- ćwiczenia małej i dużej motoryki
- ćwiczenia koncentracji uwagi
Plan tygodniowy:
poniedziałek:
- gimnastyka
- j. angielski
- 10:30- taniec (dodatkowo płatne)
- 13:00 – basen (dodatkowo płatne)
wtorek:
- 9:30 - zajęcia rytmiczne
- zajęcia plastyczne/ zabawy z masami plastycznymi
- 12:30 – glottozabawy
- 13:15 – Judo (dodatkowo płatne)
- LOGOPEDA
środa:
- j. angielski
- 10:00 – piłka nożna (dodatkowo płatne)
czwartek:
- 9:30 – joga (dodatkowo płatne)
-13:45 – j. hiszpański (dodatkowo płatne)
- j. angielski
piątek:

-13:30 – ceramika (dodatkowo płatne)


W tym miesiącu proponuję artykuł Magdaleny Boćko-Mysiorskiej

Brak bliskiej relacji z dzieckiem może doprowadzić do nieodwracalnych zmian w jego mózgu

Mózg dziecka jest niezwykle plastycznym organem, a na jego strukturę i funkcjonowanie znacząco oddziałują środowiskowe warunki zewnętrzne. Mimo że stres jest nieodłączną częścią życia każdego człowieka, warto pamiętać, że gdy jest nadmierny i długotrwały, może doprowadzić do nieodwracalnych zmian w mózgu dziecka, a w rezultacie przyczynić się do powstania licznych zaburzeń w zakresie rozwoju psychicznego, emocjonalnego, poznawczego i społecznego.
My, dorośli, mamy decydujący wpływ na rozwój tych systemów w mózgu młodego człowieka, które odgrywają kluczową rolę w obszarach oddziałujących na jego zdrowie i samopoczucie oraz które determinują jakość jego całego życia. Obszarami tymi są m.in.: zdrowe poczucie własnej wartości, empatia, umiejętność koncentracji uwagi, dobrego zapamiętywania informacji, umiejętność regulacji emocji, budowania dobrych relacji z innymi ludźmi oraz szeroko pojęta samoświadomość.

Stres a funkcjonowanie mózgu

Przez dziesiątki lat w powszechnej świadomości funkcjonowało przekonanie, że mózg dziecka jest zaprogramowaną genetycznie, niezwykle silną strukturą, która poradzi sobie z każdego rodzaju stresem i trudnymi emocjami. Najnowsze badania z zakresu neuronauki wykazały jednak, że to przeświadczenie jest zupełnie niesłuszne.
Owszem, z biologicznego punktu widzenia dzieci wykazują się różnym stopniem odporności na stres, jednak rozwijający się mózg – szczególnie w pierwszych pięciusześciu latach życia człowieka  jest wysoce podatny na działanie napięć emocjonalnych. Jest też na tyle wrażliwy, że liczne czynniki zewnętrzne mogą zaburzać niezwykle delikatną równowagę znajdujących się w nim substancji chemicznych związanych z emocjami oraz systemów reagowania na stres, a czasem powodować śmierć komórek nerwowych w jego określonych strukturach (1).
Kiedy dzieci mogą się rozwijać w otoczeniu dorosłych wrażliwych na ich wszystkie uczucia i potrzeby, duża liczba komórek w wyższych ośrodkach ich mózgu zaczyna tworzyć ścieżki łączące się z niższymi ośrodkami. Połączenia te w sposób zupełnie naturalny będą stopniowo przejmować kontrolę nad impulsami strachu, złości i cierpienia, zapoczątkowanymi przez niższe ośrodki. Umożliwia to dziecku myślenie w trudnych sytuacjach o własnych reakcjach, odczuciach i emocjach, nie zaś reagowanie agresją, nagłym wybuchem złości czy „ucieczką”.
Wyniki badań w zakresie neuroobrazowania wykazują, że w mózgu dzieci, które w pierwszych latach swojego życia nie otrzymały pomocy w radzeniu sobie z intensywnymi uczuciami i przeżyciami, często nie powstają ścieżki umożliwiające im w przyszłości skuteczne radzenie sobie z różnymi stresorami.
Naukowcy twierdzą, że na jakość życia każdego człowieka istotnie wpływa to, czy w okresie dzieciństwa w jego mózgu ukształtowały się systemy regulacji stresu. Jeśli nie zdążą one właściwie się uformować, życie staje się ciągłą walką, a my nie jesteśmy w stanie regulować swoich emocji i kierować codziennym stresem. Stajemy się wówczas podatni nawet na najmniejsze napięcia emocjonalne.
Badania pokazują, że trudno jest odwrócić proces powstawania w mózgu tzw. nadreaktywnego systemu reagowania na stres, co w rezultacie prowadzi często do zaburzeń poznawczych, społecznych i psycho-emocjonalnych. Młodzi ludzie mogą zbyt silnie reagować na niewielkie nawet stresory, odczuwać stany lękowe czy depresyjne, strach przed podejmowaniem nowych wyzwań, brak chęci do nauki i działania; mogą doświadczać przeróżnych fobii, dolegliwości zdrowotnych związanych m.in. z trawieniem, alergiami, niewłaściwym ciśnieniem krwi, pracą serca, a także trudności w obszarze budowania relacji z innymi ludźmi (2).

Jakie procesy zachodzą w mózgu dziecka, kiedy doświadcza ono różnych emocji?

Opisane wyżej mechanizmy są w istocie ściśle powiązane z chemicznymi procesami, jakie zachodzą w mózgu. Komórki i ścieżki nerwowe są bowiem aktywowane przez substancje chemiczne i hormony. Jak pisze M. Sunderland w książce „Mądrzy rodzice”:
„Wśród substancji chemicznych ważnych dla dobra relacji rodzic–dziecko znajduje się oksytocyna oraz opioidy. Oksytocyna jest wydzielana w chwili narodzin i wspomaga powstanie więzi matki i dziecka. Opioidy to hormony gwarantujące dobre samopoczucie; substancje te są wydzielane, gdy dziecko jest czule dotykane bądź trzymane przez rodzica lub opiekuna. Jeżeli rodzice nie rozumieją potrzeby bliskości dziecka lub, co gorsza, regularnie reagują na dziecko krytyką lub krzykiem, wydzielanie opioidów i oksytocyny zostaje zablokowane. Dziecko może wówczas cierpieć z powodu »hormonalnego piekła« wynikającego z przedłużającego się stresu, który może powodować trwałe zmiany w mózgu”. (3)
Za taki stan odpowiedzialne są hormony stresu – kortyzol i inne glikokortykoidy. Wydzielają się one wówczas, kiedy ciało migdałowate, znajdujące się w niższych ośrodkach mózgu i odpowiedzialne za odczytywanie emocjonalnego znaczenia różnych zdarzeń, uzna, że dzieje się coś „zagrażającego”. Przesyła wtedy sygnał do podwzgórza, a ono uruchamia wydzielanie hormonów stresu, które niejako przygotowują organizm do walki lub ucieczki. Zablokowane zostaje wydzielanie substancji chemicznych przyczyniających się do pozytywnego pobudzenia i koncentracji na danym zagrożeniu.
Można powiedzieć, że stres zabiera dużo energii, która jest potrzebna na ważne reakcje związane z samokontrolą, racjonalnym myśleniem, kontaktem ze sobą i z drugim człowiekiem. Jeżeli dziecko jest wspierane w rozumieniu trudnych, intensywnych emocji i zachowań, w jego mózgu powstają połączenia, dzięki którym wyższe ośrodki mózgowe będą mogły przejąć kontrolę nad niższymi i skutecznie funkcjonować – pomogą jasno myśleć o danej sytuacji i określić, jakie działanie i jaka reakcja będą najwłaściwsze.

Co to oznacza dla nas, rodziców?

Kiedy dziecko nie otrzymuje od otaczających go dorosłych odpowiedniego wsparcia w zakresie rozpoznawania, rozumienia i regulowania trudnych emocji, jego systemy znajdujące się w niższych ośrodkach mózgu w późniejszych latach mogą okazać się nadmiernie aktywne. A ponieważ wyższe ośrodki mózgowe u młodych ludzi (szczególnie w pierwszych latach ich życia) nie są wystarczająco wykształcone – nie działają efektywnie na tyle, aby móc zdrowo i odpowiednio dla siebie się rozwijać, dzieci muszą niejako podłączyć się pod te wyższe ośrodki w mózgu dorosłego, pod jego tzw. racjonalny mózg.
Z neurobiologicznego punktu widzenia dzieci nie mają możliwości rzeczowo komunikować swoich uczuć i samodzielnie sobie z nimi radzić dopóty, dopóki nie pomogą im w tym dorośli. Istotne jest więc, w jaki sposób wpływamy na wczesne doświadczenia dziecka, ponieważ właśnie te doświadczenie przekładają się na to, które stany emocjonalne będą występować u niego najczęściej – czy będzie ono potrafiło czerpać radość z codziennych doświadczeń, czy też będzie notorycznie odczuwać uporczywe stany lęku, złości i obniżonego nastroju.
Okazuje się, że za długotrwałe i silne napięcie emocjonalne, które w określonych sytuacjach towarzyszy dzieciom na co dzień, odpowiedzialna jest przede wszystkim postawa, jaką przyjmujemy wobec nich w domu, w przedszkolu czy w szkole. Pozostawienie dziecka w stresie, aby mogło się wypłakać, odtrącanie go, kiedy potrzebuje naszej uwagi, nieakceptowanie jego uczuć i emocji, brak uważności na jego potrzeby, a także pojawiający się w konsekwencji u dziecka silny lęk przed szkołą, uniemożliwiający efektywne uczenie się, długofalowo przyczyniają się m.in. do:
  1. problemów z koncentracją i zapamiętywaniem informacji;
  2. trudności w zakresie budowania trwałych i życzliwych relacji z innymi;
  3. kłopotów z nawiązywaniem kontaktów społecznych;
  4. nieumiejętności odczytywania własnych stanów emocjonalnych oraz stanów emocjonalnych innych osób;
  5. braku pewności siebie oraz niechęci do podejmowania nowych wyzwań;
  6. nadreaktywności kluczowych mózgowych systemów reagowania na stres (strach przed przebywaniem w samotności, ciągły brak poczucia bezpieczeństwa, lęk separacyjny, ataki paniki, uzależnienia);
  7. skłonności do wybuchów złości, nadmiernej drażliwości, popadania w stany lękowe i depresyjne;
  8. powstawania dolegliwości na tle psychosomatycznym w tym m.in.: do trudności z zasypianiem, alergii, częstych bólów głowy, problemów z regulacją ciśnienia krwi i pracy serca oraz do zaburzeń trawiennych.

Jak pomóc dziecku radzić sobie ze stresem i intensywnymi emocjami?

Oto 5 potwierdzonych sposobów:

1. Akceptować trudne emocje dziecka

Uznanie, że emocje są naturalną częścią życia każdego człowieka oraz że racjonalna część mózgu dziecka jest jeszcze niedojrzała, jest tu kwestią kluczową.
Często dorośli pragną, by silne emocje dziecka natychmiast ucichły. Nie chcą słyszeć przedłużającego się krzyku czy płaczu i obserwować tego, z czym zmaga się maluch. Próbują wówczas podświadomie i nawykowo zrobić wszystko, aby dziecko przestało się denerwować. Niestety przynosi to jedynie krótkotrwałe efekty. Co prawda dziecko przestaje krzyczeć, ale nie oznacza to, że jego mózg uczy się, jak radzić sobie ze stresem i emocjami w podobnej sytuacji. Maluch zapamiętuje, jak szybko przestać wyrażać trudne uczucia i emocje (lub że należy je ukrywać), ale nadal nie wie, jak je regulować.
Dodatkowo kiedy dziecko na komendę dorosłego przestaje krzyczeć czy płakać, nie oznacza to, że się uspokaja i rozluźnia. Jego emocje jedynie się wyciszają, ale niestety zamiast znaleźć właściwe dla siebie ujście – kumulują się w mózgu i w ciele. Warto pamiętać o tym, że złość, wściekłość, frustracja, żal czy smutek dziecka muszą zostać rozładowane, muszą przetoczyć się i wybrzmieć.
Naszym zadaniem jest przecież wspierać dziecko w tym, by potrafiło w pełni wyrażać siebie i nie ranić przy tym innych. Warto zatem przyjąć jego uczucia i powstrzymać się od ocen. Warto też przytulić dziecko (jeśli tego potrzebuje) i nazwać to, czego doświadcza, mówiąc na przykład: „Widzę, że jesteś bardzo zdenerwowany”, „Jest ci przykro, bo chłopiec nie pozwolił ci bawić się swoim autem”, „Jest ci smutno, bo Zuza nie zaprosiła cię na swoje przyjęcie” albo „Biegłeś bardzo szybko, przewróciłeś się i boli cię kolano” etc. Nie oceniajmy jednak i nie hamujmy jego reakcji.
Kiedy dziecko poczuje naszą wspierającą postawę, jego emocje mogą się nasilić. Będzie to jednak najlepszy dowód na to, że muszą one znaleźć ujście i zostać rozładowane. Po tym etapie dziecko doświadcza zazwyczaj ukojenia. Bliskość rodzica powoduje, że w jego mózgu zamiast kortyzolu zacznie wydzielać się oksytocyna i endogenne opioidy. Dodatkowo zostanie pobudzony jego nerw błędny, znajdujący się w pniu mózgu, regulujący funkcje głównych narządów wewnętrznych. Szybko przywróci on porządek w kluczowych systemach organizmu, których pracę zaburzyły silne emocje – do równowagi powróci układ trawienny, rytm serca i oddech, a także funkcjonowanie układu odpornościowego.

2. Spokojnie rozmawiać z dzieckiem o jego zachowaniach i przeżyciach

Kiedy dziecko spotka się z akceptującą i wspierającą jego trudne uczucia postawą dorosłych, powoli zacznie się uspokajać i stanie się naturalnie gotowe do zrozumienia istoty sytuacji i do spokojnej rozmowy. Warto wówczas pomówić z nim o tym, co się wydarzyło, i nazwać to. Nie oceniać, nie oskarżać, nie upominać (że TAK nie wolno, a należy TAK), a jedynie szczerze i uważnie przyjrzeć się temu, co i w jaki sposób kierowało zachowaniem młodego człowieka, na przykład:
„Byłeś bardzo zdenerwowany, kiedy Tomek zabrał ci książeczkę, prawda? Byłeś tak zły, że aż go popchnąłeś. Masz pomysł, co możesz zrobić następnym razem zamiast tego?”. (Jeśli dziecko nie ma na to pomysłu, choć zwykle podaje ich kilka, można mu coś podpowiedzieć).
Kiedy dziecko widzi, że dorosły szczerze mu towarzyszy, jest bardziej otwarte na szukanie nowych rozwiązań i bycie w relacji. Jego mózg, będąc w stanie chemicznej równowagi, pracuje efektywnie, jest bardziej chłonny i z większą łatwością zapamiętuje i odtwarza zakodowane pozytywne wzorce postępowania.

3. Być naturalnym wzorem do naśladowania 

Mówienie i opowiadanie dziecku o tym, co warto zrobić w różnych konfliktowych i stresujących sytuacjach – jak można postąpić, na czym bazować, a z czego na pewno zrezygnować – jest tak naprawdę mało efektywne. Najlepszym wzorem dla dziecka są zawsze dorośli. To oni własną postawą pokazują, jak uporać się z różnymi życiowymi trudnościami. Jak podpowiada duński pedagog i terapeuta Jesper Juul, dzieci nie robią tego, co im mówimy, robią to, co my robimy!
Kiedy w sytuacjach dla nas stresowych reagujemy krzykiem, trzaskamy drzwiami, rzucamy przedmiotami lub używamy wyzwisk, dziecku trudno będzie nie przyjmować takich postaw za własne i nie powielać tych zachowań w przyszłości.
Kiedy jednak może ono obserwować, że w sytuacjach konfliktowych jesteśmy opanowani i uważni (na niego i innych), naturalnie uczy się, że taka reakcja jest właściwa, i zupełnie podświadomie zaczynają ją przejmować. Uczy się więc przez obserwację, naśladowanie i własne doświadczanie.
Kiedy prowadząc auto, wrzeszczymy na kierowcę, który nie zdążył ruszyć na zielonym świetle, dziecko uznaje takie zachowanie za najlepsze rozwiązanie i najlepszą reakcję w podobnej sytuacji.
Kiedy ubliżamy sobie w rozmowie z partnerem, dziecko będzie podobnie zachowywało się w momencie konfliktu z nami czy z innymi osobami w swoim otoczeniu.
Ale także kiedy wciąż się dokądś spieszymy, nie dostrzegając tego, co dzieje się wokół nas, kiedy krzyczymy, biegamy, pospieszamy innych, wywieramy presję na sobie i pozostałych członkach rodziny, dziecko uczy się, że tak właśnie ma wyglądać codzienne życie i komunikacja w rodzinie…
Młodzi ludzie poznają siebie i rzeczywistość, obserwując, jak my, dorośli, się w niej poruszamy. Do czego przywiązujemy wagę, jak komunikujemy swoje potrzeby, jak traktujemy innych, czy potrafimy się zatrzymać i przyjrzeć się sobie i swoim bliskim, złapać oddech, cieszyć się chwilą i pięknem otaczającego nas świata.
Kiedy jako dorośli dbamy o empatyczną komunikację, o swoją energię i dobre samopoczucie – stajemy się bardziej świadomi i obecni, łatwiej nam też być uważnym w relacji z dzieckiem. Aby wspierać dzieci w rozwoju ich uważności, warto zacząć od własnej praktyki i pokazać, że bycie otwartym, szczerze zainteresowanym i wrażliwym na ludzi i świat ma ogromną wartość.

4. Umożliwiać aktywność fizyczną

Liczne badania wykazują, że codzienna aktywność i kontakt z naturą pozwalają na zredukowanie stresu u dzieci, a w rezultacie znacznie zwiększają wydajność ich pamięci, poprawiają koncentrację, a nawet stabilność emocjonalną. Dzieci, które cieszą się regularną aktywnością fizyczną, mają również spokojniejsze relacje z innymi (3).
Naukowcy z University of Illinois za pomocą rezonansu magnetycznego przeprowadzili badania mózgów 50 dzieci aktywnie spędzających czas i porównali je z wynikami badań przeprowadzonych wcześniej na dzieciach, które prowadzą raczej bierny tryb życia – często siedzą przy biurku czy przed komputerem. Okazało się, że dziesięciolatki, które biegają, bawią się na placu zabaw czy grają w piłkę, mają o około 10 procent większy hipokamp (obszar odpowiedzialny za procesy poznawcze, umiejętność zapamiętywania, skupienie uwagi oraz emocje), lepiej radzą sobie ze stresem oraz łatwiej zapamiętują informacje niż ich prowadzący siedzący tryb życia rówieśnicy. Naukowcy podkreślali przy tym, że każdy rodzaj ruchu zwiększa wielkość tzw. mózgopochodnego czynnika wzrostu nerwów – BDNF (ang. brain-derived neurotrophic factor), który wpływa na prędkość tworzenia się nowych neuronów i połączeń w mózgu.
Pamiętajmy też, że w trakcie aktywności fizycznej w mózgu dziecka wzrasta wydzielanie endorfin oraz serotoniny, substancji mających dobroczynny wpływ na regulację emocji, zdrowie i ogólne samopoczucie.

5. Samemu praktykować uważność

We współczesnym świecie większość z nas żyje szybko i bardzo intensywnie. Wciąż coś robimy, organizujemy, dokądś biegniemy. Wpadamy w wir pracy, zadań i aktywności, a ponieważ nieustannie brakuje nam czasu, staramy się robić już nie dwie, a trzy rzeczy naraz. Nie wpływa to korzystnie na nasz umysł i nasze ciało. Nie oddziałuje również pozytywnie na nasze dzieci i ich samopoczucie. Ciągły pośpiech powoduje biochemiczne rozregulowanie.
System nerwowy przestaje radzić sobie z selekcją bodźców, ponieważ jest przeładowany, a my sami czujemy się wówczas zestresowani, przemęczeni i nie potrafimy na niczym się skupić.
Nasz autonomiczny układ nerwowy (czyli układ tzw. pobudzenia organizmu) nie znajduje się w stanie równowagi. Układ ten, zwany też sympatycznym, jest nazbyt aktywny, przez co jego towarzysz – układ przywspółczulny, zwany parasympatycznym, odpowiedzialny za spokój i koncentrację – zupełnie się dezaktywuje. Innymi słowy – przestaje skutecznie działać. Do krwi uwalniana jest duża ilość adrenaliny, odczuwamy stan gotowości i reakcję „uciekaj albo walcz” (serce zaczyna bić szybciej, przyspiesza oddech, zwiększa się ciśnienie krwi, napinają się mięśnie). Przestajemy spokojnie i racjonalnie reagować na to, co dzieje się dookoła. Trudniej nam wówczas racjonalnie myśleć i spokojnie reagować; być uważnym w relacji ze sobą i z dzieckiem – skupić się na nim, zatroszczyć o jego potrzeby i emocje.
Warto spróbować przerwać to błędne koło. Zatrzymać się, kiedy tylko dostrzeżemy taką potrzebę. Przyjrzeć się temu, co dzieje się wokół nas. Wziąć kilka głębokich oddechów, wsłuchać się w dźwięki natury, poobserwować przyrodę; być tu i teraz z samym sobą, ze swoim dzieckiem i swoimi bliskimi. Poczuć prawdziwą radość i wewnętrzny spokój. Tak naprawdę każdy z nas to potrafi i bardzo tego potrzebuje.
Takie naturalne zaangażowanie w obecną chwilę jest odżywczym pokarmem dla ducha, ciała i umysłu. Jest czymś, przy czym warto się zatrzymać, co warto współdzielić i zapamiętywać. Mimo że jest to na pozór niewidoczne, takie zwykłe chwile i ćwiczenie uważności świetnie regulują pracę mózgu i nasze emocje, dodają sił w trudnych momentach i stają się wspaniałymi narzędziami zbliżającymi nas i nasze dzieci do dobrego i szczęśliwego życia.
                                                                                              Wychowawca Katarzyna Zawisza

TYGRYSKI

Temat: Poznajemy zwierzęta. Nadeszła wiosna. Wielkanoc.

Edukacja społeczna:
·       Rozwijanie wyobraźni
·       Rozwijanie pewności siebie, śmiałości
Edukacja językowa:
·       Ćwiczenie percepcji wzrokowo słuchowej dziecka
·       Wzbudzenie zainteresowania literaturą dziecięcą
·       Wspomaganie rozwoju mowy
·       Rozpoznawanie i nazywanie barw
Edukacja matematyczna:
·       Rozwijanie umiejętności liczenia w zakresie do 10
·       Rozwijanie umiejętności klasyfikowania
·       Rozwijanie umiejętności szeregowania.
Edukacja ruchowa:
·       Ćwiczenie percepcji ruchowej, prędkości, zręczności
·       Rozwój koordynacji wzrokowo – ruchowej
·       Ćwiczenie motoryki małej i dużej
Edukacja muzyczna:
·       Rozwijanie wrażliwości słuchowej
·       Kształtowanie słuchu muzycznego
Edukacja plastyczna:
·       Rozwijanie aktywności twórczej, wyobraźni
·       Ćwiczenie zmysłu dotyku
·       Rozwijanie sprawności manualnej
·       Rozwijanie wrażliwości zmysłowej

PLAN TYGODNIOWY
Poniedziałek – język angielski
Wtorek – prace plastyczne, rytmika
Środa – język angielski
Czwartek – prace przestrzenne z mas ceramicznych, język angielski
W tym miesiącu polecam artykuł Joanny Berendt i MagdalenySendor
„Prosisz a dziecko cię nie słucha? Jak rozmawiać bez złości”
Zaczniemy od przytoczenia realnej sytuacji, jednej z wielu mających miejsce każdego dnia.
Dziecko bawi się z kolegą na świetlicy. Przychodzi po nie rodzic i prosi, by dziecko zakończyło zabawę i przygotowało się do wyjścia. Dziecko kontynuuje zabawę, więc rodzic ponawia prośbę. Dziecko nadal się bawi. Rodzic ponawia prośbę, z tym samym skutkiem. Zdenerwowany informuje dziecko, że jeśli za dwie minuty nie założy butów, nie będzie oglądało ulubionych Pingwinów z Madagaskaru. Dziecko podnosi wzrok i zaczyna płakać. Rodzic u kresu cierpliwości mówi do dziecka: „Proszę, załóż buty i kurtkę. Czekam na dole”.
W efekcie na końcu scenki mamy rozpłakane i rozżalone dziecko oraz zezłoszczonego, doświadczającego poczucia bezsilności rodzica. Co w tej sytuacji przyczyniło się do zdenerwowania rodzica? Przyjrzyjmy się temu, co dzieje się w jego głowie w odpowiedzi na odmowę dziecka, wyrażoną poprzez brak jasnej werbalnej reakcji na prośbę rodzica.
Niezaspokojona potrzeba
W naszej nawykowej komunikacji taką odmowę dziecka traktujemy jako przyczynę naszej złości. W rodzicielstwie inspirowanym Porozumieniem Bez Przemocy na odmowę patrzymy jedynie jak na bodziec, jak na coś, co tylko wskazuje nam, że jakaś nasza potrzeba jest niezaspokojona. Nie jest ona jednak przyczyną naszej złości. Ta ukryta jest głębiej. Nie widzimy jej, gdyż jest przykryta licznymi, często niemal nawykowymi myślami, które stanowią naszą interpretację danej sytuacji. Są to myśli takie jak:
„Tak nie powinno być”.
„Jak on może mnie tak ignorować. Powinien wiedzieć, że jestem zmęczona i chcę szybko wrócić do domu”.
„Trzeba było być bardziej surowym rodzicem, to nie zdarzałyby mi się takie sytuacje”.
„Muszę być bardziej stanowczy”.
Poznajecie te zdania?
Trzeba, muszę…
Są w nich słowa-eskalatory złości. Mówiąc je sobie lub komuś zapewne wzbudzimy złość, którą skierujemy na świat zewnętrzny lub wewnętrzny, na siebie. Są to słowa: powinnam, nie powinienem, trzeba, muszę. Ogólnie rzecz ujmując tymi słowami próbujemy sobie wmówić, że sytuacja, która właśnie ma miejsce, powinna być inna niż jest, my powinniśmy być inni niż jesteśmy, nasze dziecko powinno być inne. To bolesne! Dlatego też reagujemy złością. Boli, więc zaczynamy się bronić… niestety, raniąc dalej i siebie i dziecko.
Co jest ważne?
PBP zachęca by w takich chwilach zdenerwowania, złości, skierować uwagę na to, co w danym momencie jest dla nas ważne. Innymi słowy, przyjrzeć się tego typu zdaniom i sprawdzić, ku jakim niezaspokojonym potrzebom one nas prowadzą. W przypadku tego rodzica być może była to potrzeba współpracy, kontaktu z dzieckiem, odpoczynku, łatwości i lekkości w wykonywaniu codziennych czynności, takich jak wychodzenie ze szkoły.
Mamy więc dwa zagadnienia:  prośby rodzica i myśli – eskalatory złości.
Przyjrzyjmy się zatem jeszcze raz prośbom rodzica.
„Proszę, szykuj się do wyjścia” – powtórzone trzykrotnie.
„Proszę, załóż buty i kurtkę. Czekam na dole”.
Między nimi jest jeszcze zdanie: „Jeśli za dwie minuty nie założysz butów, nie będziesz oglądał ulubionych Pingwinów z Madagaskaru”.
To zdanie jasno nam pokazuje, iż w tej sytuacji nie było miejsca na odmowę dziecka. W PBP rozróżniamy żądania od rzeczywistych próśb. Jaka jest różnica? Nie polega ona na użytych słowach, bo zarówno żądania, jak i rzeczywiste prośby mogą zawierać słowo „proszę”. To, co odróżnia prośbę od żądania to intencja, z jaką wypowiadane są te słowa. W żądaniu nie ma gotowości i otwartości by przyjąć odmowę, natomiast w prośbie, gdy mamy otwarte i wrażliwe serce, mamy w sobie gotowość, by przyjąć od rozmówcy odmowę. Takie „nie” nie oznacza, że rezygnujemy z tego, o co prosimy, z tego co dla nas w danym momencie ważne, lecz zapraszamy rozmówcę do podjęcia dialogu – do poszukiwania rozwiązania dobrego dla obu stron. Jest to taniec pomiędzy potrzebami moimi, a potrzebami rozmówcy w takt szacunku, zaufania i współpracy.
Kiedy myślimy o tym zagadnieniu, przypominają nam się ważne dla nas słowa Miki Kashtan, amerykańskiej certyfikowanej trenerki PBP z książki pod tytułem: „The littlebook of Courageous Live” (Mała książka o Odważnym Życiu):
„Jeśli to czego chcesz od dziecka nie podlega negocjacjom, powiedz to wprost, zamiast udawać, że jest to prośba, dopóki dziecko powie nie.” 
Jeśli nie chcemy negocjować
Czasem nie mamy możliwości lub nie chcemy negocjować z dzieckiem. Czasem nie dajemy dziecku wyboru. Warto to powiedzieć otwarcie. Dlaczego? Bo choć sytuacja potencjalnie jest trudna, może nadal być okazją do budowania empatycznego kontaktu i dialogu. Dialog ten nie będzie dotyczyć tego, jakie są opcje działania w tej sytuacji, tylko tego jak my jako rodzice się czujemy w tej sytuacji, jaka jest nasza intencja. Jednocześnie możemy z uwagą przyjąć uczucia, które pojawią się w dziecku.
Możemy dać mu odczuć, że rozumiemy i akceptujemy jego frustracje czy smutek, że widzimy jego potrzeby i że są one dla nas ważne. Co więcej, że chcemy jak najczęściej brać je pod uwagę i szukać rozwiązań, które pomogą uwzględnić potrzeby i rodzica, i dziecka. Możemy wyjaśnić, że teraz mamy taką sytuację, że nie ma możliwości, by szukać strategii na uwzględnienie potrzeb dziecka, a jednocześnie one naprawdę są dla nas ważne. Możemy również zapewnić dziecko, że jego frustracja, złość czy smutek są jak najbardziej zasadne, a my je przyjmujemy z otwartym sercem, nawet jeśli na ten moment nie chcemy lub nie możemy zmienić sytuacji.
Dlaczego warto mówić dziecku, że przyjmujemy jego uczucia i widzimy potrzeby?
W naszym przekonaniu to są momenty, kiedy pokazujemy dziecku, jak ważna jest dla nas relacja z nim. I choć czasem są sytuacje, kiedy spotykamy ograniczenia lub wybory, które mamy do dyspozycji, są wyborami, których nie lubimy, to i tak jako rodzice stawiamy na zaufanie, szczerość, branie pod uwagę, bezwarunkową akceptację.
Dodatkowo, kiedy mówimy o naszych uczuciach i potrzebach, które się dzieją tu i teraz, nie uruchamiamy spirali myśli prowadzących nas do złości: powinienem, muszę, trzeba. I oczywiście, w takim momencie być może uczuciem, o którym będziemy chcieli powiedzieć, będzie złość. Natomiast uczucie nazwane to uczucie, które przemija lub już przeminęło. Zaczyna znikać. A my wtedy możemy już być z naszymi potrzebami, dawać im uwagę i ważność.
Nawiązać kontakt
Na koniec pragniemy powiedzieć jeszcze kilka słów o tym, co mogłoby pomóc nawiązać kontakt z dzieckiem w takich sytuacjach. Czasem wśród praktyków PBP mówimy, że empatia czyni cuda. Tym cudem jest zwiększanie prawdopodobieństwa wzajemnego usłyszenia się i zobaczenia swoich potrzeb. Empatyczne słowa w kontakcie z dzieckiem mogłyby w tej sytuacji brzmieć następująco:
R: Kochanie, widzę, że nadal się bawisz, choć ja Cię proszę, żebyś się ubrał. Podejrzewam, żefajnie się tutaj bawicie, tak?
Na tak zadane pytanie dziecko mogłoby zareagować podnosząc wzrok na rodzica czy kiwając głową. Być może jednak zignorowałoby słowa rodzica. Rodzic jednak nie traktuje zachowania dziecka jako ataku przeciwko niemu, ale jako zaproszenie do dalszych prób. Rodzic mógłby kontynuować, dopytując:
R: Lubisz grać w tą grę, tak? To wygląda naprawdę na super zabawę.
Dziecko widzi wtedy, iż rodzic ma gotowość je naprawdę zobaczyć i wejść dziecięcy świat. Dajemy dziecku uwagę – i to nie słowami, lecz naszym podejściem, naszą intencją zwrócenia się ku temu, co w danym momencie ważne dla dziecka. Zwiększamy wówczas prawdopodobieństwo, iż ono zechce wejść w nasz, kiedy zaczniemy się nim dzielić. Być może dziecko wtedy coś do nas powie, na przykład:
D: Chciałbym zagrać z Tobą w domu w taką grę.
R: Chcesz i ze mną się pobawić? Świetnie. Jeśli ubierzesz się za 5 minut, będziemy mieli całe 2 godziny i 55 minut na zabawę w domu przed kolacją. Ruszamy?
To prawda, ze taki dialog z dzieckiem oparty na empatii zajmuje czas, którego czasem nie mamy w danym momencie, a czasami wmawiamy sobie, że nie mamy (aczkolwiek to odrębny temat).
A co z sytuacją, kiedy jednak nie mamy zasobów czy chęci na empatyczny kontakt z dzieckiem? Zawsze możemy wybrać empatyczny kontakt ze sobą i zacząć rozmowę od siebie.
W naszej sytuacji mogłoby to wyglądać tak, że po dwu-  czy trzykrotnym powtórzeniu „Proszę szykuj się do wyjścia”, zamiast posłużyć się szantażem „Jeśli nie… to…”, rodzic może powiedzieć o sobie.
R: Hej, Janek, dwukrotnie poprosiłem cię o szykowanie się do wyjścia, jestem mocno zmęczony i nie lubię tak czekać ubrany w przejściu, chcę być w domu i tam bawić się z Tobą, coś zjeść. Zależy mi na wyjściu ze szkoły w ciągu 5 minut. Proszę pożegnaj się z chłopakami i wychodzimy.
Przyjrzyjmy się naszym prośbom
Kiedy słyszysz słowa rodzica z naszej scenki: „zakończ zabawę i przyszykuj się do wyjścia”, jakie widzisz możliwości zrealizowania tej prośby? Kiedy wczuwamy się w rolę dziecka, nasza fantazja prowadzi nas do kilku przykładowych rozwiązań w głowie dziecka:
– Aha, to jeszcze 10 rundek i skończę grę z chłopakami.
– To się szykuję, to zacznę od wolniejszego biegania, tak pani robi z końmi jak kończą szybki trening, najpierw schładzają się.
– No chłopaki, mam jeszcze tylko 10-15 minut i już mnie nie ma. Tata się spieszy, widzicie.
– Lepiej nic nie będę mówił, to tata pomyśli, że jestem bardzo zajęty, lubi jak jestem skoncentrowany.
Często nie otrzymujemy tego, czego chcemy, gdyż nie jesteśmy dostatecznie konkretni w naszych prośbach. Oczywiście w sytuacjach powtarzalnych, takich jak wychodzenie ze szkoły, mamy pokusę, by liczyć na domyślność dziecka, na jego pamięć o tym, czego oczekiwaliście od niego na początku roku szkolnego. Niemniej jednak w międzyczasie mogło się wydarzyć mnóstwo rzeczy, które zmieniły obraz tej prośby. Raz przyszliście i spotkaliście mamę Kasi i odebraliście dziecko dopiero 20-minutowej po rozmowie w drzwiach. Innym razem byliście w tak dobrym nastroju i przypływie energii, że dołączyliście się do zabawy i wyszliście dopiero po półgodzinie, etc.
Konkluzja? Im częściej udaje się nam być w tu i teraz, z sytuacją taką, jaka jest, a nie z jaką chcielibyśmy być, tym łatwiej pozostaniemy w kontakcie ze sobą, poza złością i szantażem. Łatwiej nam będzie wówczas podejmować próby wejścia w kontakt z dzieckiem. Jak tam dotrzeć? Po pierwsze – podjąć decyzję, że chcemy tam być. A po drugie, praktykować mimo porażek.
Wychowawca Ilona Maciąg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz