Kategoria Materiały
Dialog
w szkole – kiedy nauczyciele nauczą się rozmawiać z dziećmi?
Artykuł opublikowany w Studiach z Teorii Wychowania 2012/1(4)
Zofia Aleksandra Żuczkowska
Od autorytaryzmu do pedagogiki humanistycznej – polskim
nauczycielom brakuje treningu dialogu z dziećmi.
„Komunikacja jest jak ogromny parasol ochronny
wpływający na wszystko, co dzieje się między ludźmi”.
wpływający na wszystko, co dzieje się między ludźmi”.
Virginia Satir
Tematem niniejszego artykułu są wzorce językowe używane przez
nauczycieli w stosunku do uczniów oraz jakość kontaktu między dorosłymi a
dziećmi w szkole. Do zajęcia się tematem skłoniły mnie pojawiające się w
mediach, w moich rozmowach z nauczycielami, rodzicami i uczniami (między innymi
moimi dziećmi – uczniami szkoły podstawowej) informacje, że zarówno dzieci jak
dorośli doświadczają w szkole niezrozumienia, niechętnie podejmują dialog,
wzajemnie się krytykują i oceniają, co prowadzi do ukrytej lub jawnej agresji.
Od trzech lat organizuję i prowadzę warsztaty komunikacji
interpersonalnej według zasad Nonviolent Communication (NVC- Porozumienie
Bez Przemocy) sformułowanych przez Marshalla B. Rosenberga, obecnie jestem w
trakcie procesu certyfikacyjnego w Międzynarodowym Centrum NVC. Kiedy zetknęłam
się z NVC po raz pierwszy 8 lat temu, pracowałam w szkole i zauważyłam jak
kolosalną zmianą było dla mnie zastosowanie tego stylu komunikacji w relacjach
z uczniami. Miałam zwykle pełne klasy zaangażowane i zaciekawione tematem, choć
lekcje nie były obowiązkowe (w tym czasie prowadziłam zajęcia wychowania do
życia w rodzinie i katechezy w technikum i gimnazjum). Kiedy po 3 latach
odchodziłam ze szkoły, uczniowie przekazali mi informację zwrotną, że lekcje ze
mną były jedynymi, na których wreszcie mogli z kimś porozmawiać.
Od początku mojej fascynacji i uczenia się, a potem
wykorzystywania w pracy metody Rosenberga, współpracuję ze skandynawskimi
trenerami NVC, którzy są także absolwentami Instytutu Kemplera w Kopenhadze i
trenerami Family Lab, organizacji założonej przez duńskiego pedagogia i
terapeutę rodzinnego Jesper Juula. Publikowane w Polsce od ubiegłego roku
i cieszące się u nas dużą popularnością książki Juula m. in. „Twoje kompetentne
dziecko”, „Twoja kompetentna rodzina” czy „Przestrzeń dla rodziny” prezentują
wypracowany w Skandynawii model humanistycznego podejścia do dziecka i relacji
rodzinnych i pedagogicznych oparty na dialogu i otwartej komunikacji. Model ten
jest od lat podstawą duńskiego systemu edukacji. Jest też postrzegany w naszym
kraju jako bardzo efektywny i wart naśladowania, jest jednak mało znany i nie
do końca rozumiany.
Moje doświadczenia w pracy z duńskimi pedagogami i trenerami NVC
oraz znajomość tej metody postanowiłam wykorzystać w pracy badawczej w ramach
kursu dla kadry zarządzającej w oświacie w Mazowieckim Samorządowym Centrum
Doskonalenia Nauczycieli w 2010 roku. Praca dotyczyła komunikacji
interpersonalnej w relacjach nauczycieli i dzieci i obejmowała grupę 87 uczniów
z sześciu klas w jednej z warszawskich podstawówek. Przeprowadzając
badania ankietowe chciałam sprawdzić jaki wpływ na motywację uczniów do
przychodzenia do szkoły mają ich rozmowy z nauczycielami. Teza, którą chciałam
udowodnić w badaniach, brzmiała: obecne w polskich szkołach problemy
nauczycieli w relacjach z dziećmi, w konsekwencji także niechęć do szkoły i
podwyższony poziom agresji u uczniów, są wynikiem braku umiejętności nawiązania
kontaktu interpersonalnego między dorosłymi a dziećmi oraz skutkiem nawykowego
przedmiotowego traktowania osoby ludzkiej, zwłaszcza osoby dziecka w polskich
instytucjach oświatowych. Przejawia się to między innymi w stylu
nakazowo-zakazowym dominującym w relacjach nauczyciel-uczeń, nieumiejętności
wyrażania i brania pod uwagę uczuć i potrzeb zarówno dziecka jak i nauczyciela,
manipulowaniu groźbą kary i obietnicą nagrody, co dodatkowo wzmacnia
rywalizację i ogranicza zdolność do współdziałania w grupie.
Słaba jakość komunikacji interpersonalnej w naszych szkołach
jest, moim zdaniem, efektem wieloletniego procesu indoktrynacji politycznej w
polskiej edukacji oraz obligatoryjnie narzuconych szkołom zasad pedagogiki
autorytarnej wraz ze specyficznym stylem języka stosowanego jako narzędzie
władzy i manipulacji. Warto pamiętać, że pedagogika autorytarna powstała w
odpowiedzi na potrzeby systemów totalitarnych w pierwszej połowie XX wieku.
Mimo że oficjalnie jej zasady przestały obowiązywać w naszym kraju wraz z
upadkiem PRL w 1989 roku, konsekwencje odczuwamy do dziś. Nauczyciele na
studiach pedagogicznych często wciąż korzystają z podręczników autorów
propagujących te zasady lub ich kontynuatorów. Nawet jeśli program studiów
pedagogicznych obejmuje podstawowy trening komunikacji interpersonalnej z
dorosłymi, brakuje skupienia uwagi na komunikacji z dzieckiem, która wymaga od
dorosłego nieco innego podejścia. W efekcie nauczyciele nie potrafią i nie mają
doświadczenia w nawiązywaniu dialogu z dziećmi, w taki sposób aby uczucia
i potrzeby obu stron były słyszane i brane pod uwagę. Typowy dla autorytaryzmu
styl zarządzania dzieckiem wciąż obecny jest w polskich instytucjach
oświatowych, przedszkolach i szkołach.[1] Jednocześnie dzieci już w szkołach podstawowych – znające
swoje prawa często lepiej niż kiedyś ich rodzice – desperacko walczą o
szacunek, podmiotowość i autonomię.
Język kontaktu czy przewagi
Słowa są nie tylko środkiem przekazu informacji. Przekazują
także emocje i jest to istotne szczególnie w relacjach z dziećmi, ze względu na
ich jeszcze nie w pełni dojrzały system nerwowy. Język dzieci to przede
wszystkim język uczuć. Dorosły, aby nawiązać kontakt z dzieckiem, potrzebuje
specyficznych umiejętności brania pod uwagę zarówno emocji dziecka jak i swoich
i na ich bazie budowania kontaktu i współpracy. Taki kontakt jest nieco inny
niż ten, którego możemy spodziewać się i oczekiwać od dorosłego, a przynajmniej
od osoby w wieku powyżej 15-16 lat, czyli po okresie dojrzewania, kiedy rozwój
emocjonalny i neurologiczny osiąga pewną stabilność.
Język, ze względu na swój emocjonalny kontekst, pozwala tworzyć
więzi, budować i pogłębiać relacje z innymi, ma więc ogromny wpływ na
samopoczucie osób, które w tych relacjach uczestniczą. Może on być także
subtelnym narzędziem wywierania presji, manipulacji, wzmacniania nierówności i
różnic, co z kolei prowadzi do agresji, przemocy i wzajemnej rywalizacji.
Poprzez słowa można wzmocnić lub obniżyć poczucie osobistej wartości i
sprawczości u człowieka, zwłaszcza u dziecka, które posiada mniej doświadczeń i
często mniej osobistych zasobów niż dorosły. To dlatego zagadnienie komunikacji
interpersonalnej ma, moim zdaniem, podstawowe znaczenie dla systemu edukacji
zarówno w perspektywie całych społeczeństw, a także z punktu widzenia losów
pojedynczego dziecka, ucznia szkoły.
Autorytaryzm – fałszywy obraz człowieka, dziecka
Jednym z podstawowych założeń autorytaryzmu jest
przekonanie, że dziecko można dowolnie modelować, jako w pełni „wychowywalny” i
plastyczny materiał, a proces jego edukacji i wychowania polega jedynie na
takim organizowaniu jego przestrzeni i aktywności, w których będzie trenował
wypełnianie z góry narzuconych mu życiowych ról. [2] „Aktywność człowieka, autonomia, rozwój osobowości czy
samorealizacja to kategorie nie mieszczące się w ówczesnym języku pedagogiki.
Wychowanie było świadomym procesem, zespołem oddziaływań warunkowanym nie przez
wymogi materiału, lecz przez stawiane mu cele”.[3]
Nie ma więc mowy o współpracy ani dialogu wychowawczym, jest
natomiast metodyczna „obróbka” dziecka, o której powodzeniu decyduje wyłącznie
odpowiednio zastosowana technologia, a także sprawność nauczyciela w jej
opanowaniu. Nauczyciel w podręcznikach Heliodora Muszyńskiego, jednego z
czołowych teoretyków autorytaryzmu, to rzemieślnik solidnie wykonujący swoje zadania.
Nie ważna jest jego postawa, wyznawane przez niego wartości czy umiejętności
pozwalające na nawiązywanie relacji z dzieckiem, ani tym bardziej zdolność
odczytywania indywidualnych cech, unikalnego bogactwa obecnego w konkretnym
dziecku. Wręcz przeciwnie, liczy się wyłącznie efektywność zastosowanych metod
wychowawczych.[4] W repertuarze tychże metod najważniejsze miejsce zajmują kary
i nagrody dawkowane z precyzją i metodycznie. Aby skłonić wychowanka do
określonych działań zaplanowanych z góry przez nauczyciela, konieczne jest
wywołanie w nim napięcia i stresu. Muszyński zakłada, że stres i niepokój to
najlepszy, o ile nie jedyny sposób, aby zmusić dziecko do zmiany
zachowania, ponieważ wszelkimi siłami będzie starało się po raz kolejny
napięcia uniknąć.[5]
Teoretyczną podstawą autorytarnej koncepcji procesu wychowania
podkreślającej znaczenie kar i nagród jest popularny wciąż w Polsce
behawioryzm, choć z perspektywy najnowszych badań dotyczących rozwoju
człowieka, zwłaszcza badań mózgu jest nieaktualny i popularyzowanie go wśród
rodziców i nauczycieli wydaje się wręcz nieporozumieniem. To właśnie behawioryzm
zakłada, że wychowanie dziecka powinno odbywać się poprzez system wzmocnień
pozytywnych i negatywnych. Konsekwentne dawkowanie tych bodźców ma wywołać u
dziecka reakcję pożądaną przez dorosłych, bez względu na to, czy samo dziecko
tego chce czy nie, oraz czy to, czego chce dorosły, jest dla niego istotne,
ciekawe, wartościowe i przyjemne. Człowiek w behawioryzmie pozbawiony jest
indywidualizmu, jest bezwolnym „układem reaktywnym” a jego rozwój jest zależny
nie tyle od jego wewnętrznych motywów i podejmowanych wyborów, ale od
skuteczności określonych zewnętrznych oddziaływań ze strony środowiska, w
którym przebywa.
Tej koncepcji przeczą jednoznacznie komputerowe badania mózgu
ludzkiego wskazujące, że jest on organem nastawionym samoistnie na
rozwój, wewnątrz-sterowalnym, który potrzebuje jedynie odpowiedniego środowiska
i stymulacji, bynajmniej nie wymuszania i wzmagania stresu – ale wspomagania
reakcji zachwytu i zafascynowania przedmiotem. [6]
Szkoła – system dominacji
W autorytaryzmie nie ma miejsca na jakikolwiek niezamierzony i
spontaniczny proces, a więc na przykład nacechowane emocjonalnie reakcje
dziecka związane z jego indywidualnymi predyspozycjami czy preferencjami.
Priorytetowe znaczenie ma odpowiednia organizacja systemu edukacyjnego i
wychowawczego, jasne przedstawienie celów, założeń i planów realizacji.
Wszystko, co dzieje się w szkole podporządkowane jest ściśle opracowanemu
programowi. Zdaniem Muszyńskiego proces wychowania tym bardziej jest
skuteczny „im więcej społecznych doświadczeń jednostki obejmuje zabiegami
kontrolnymi, regulującymi i modyfikującymi”.[7]
Relacje interpersonalne w tym systemie także oparte są na
podporządkowaniu i kontroli. Reguły te obowiązują na wszystkich poziomach i
podlegają im nauczyciele, dyrektorzy, wizytatorzy, aż do zatrudnionych na
najwyższym szczeblu zarządzania w oświacie. Dziecko (często wraz z jego
rodzicami) sytuuje się na przeciwległym, najniższym stopniu drabiny
hierarchii. Uczeń uzależniony jest nie tylko od wiedzy nauczyciela, ale także
od jego opinii na temat tego, czego się nauczył i co jeszcze ma do opanowania.
Dorosły nie interesuje się tym, czy to czego się uczy dziecko, jest mu
przydatne w życiu, a zatem czy zaspokaja jego potrzeby czy też nie.[8]
Nauczyciel i wychowawca autorytarny nie jest częścią szkolnej
społeczności, jest tym, który posiada władzę i podkreśla ją. „W kontaktach
wychowawcy z zespołem dominują polecenia, rozkazy, żądania, oceny, krytyka i
nagany, sarkazm, pretensje i uwagi: nie dopuszcza żadnych rozmów towarzyskich
lub prywatnych”.[9]
Język typowy dla pedagogiki autorytarnej nie służy do
nawiązywania kontaktu i dialogu, ale do przekazania „jedynie słusznej” prawdy,
przesycony jest etykietami, najczęściej w formie przymiotnikowej: np.
odpowiedni, poprawny, niepoprawny, właściwy, dobry czy zły.[10]
W autorytarnych instytucjach oświatowych dzieci zmuszone są do
podporządkowania się tej sztucznie stworzonej strukturze. Nie mają szansy
przeciwstawić się presji wywieranej na co dzień przez ustalone odgórnie
regulaminy i procedury. Mogą je przyjąć lub przeciwko nim się zbuntować, ale
nie wolno poddawać ich pod dyskusję. Nie ma miejsca na dokonywanie własnych
wyborów, czy swobodną ekspresję siebie, swoich potrzeb i uczuć, przy
jednoczesnym podkreślaniu przewagi dorosłych i priorytetowego traktowania ich
potrzeb. W tej sytuacji nawet bez kar czy nagród, struktura szkoły wywołuje w
dziecku frustrację, niepokój i lęk, z którymi radzi sobie przyjmując strategie
przetrwania takie jak: rezygnacja z własnych dążeń, maskarada – udawane
zaangażowanie, by uniknąć konfrontacji i konfliktu, bierność – porzucenie
inicjatywy lub cierpliwość – oczekiwanie na niespodziewaną pozytywną zmianę lub
szybkie zakończenie nieprzyjemnych okoliczności.[11]
Jaki jest finalny efekt edukacji autorytarnej czyli tzw.
wychowania „do kontroli”? Zdaniem Haliny Janowskiej „…hamuje ono indywidualny
rozwój dziecka i przyczynia się do jego gorszego funkcjonowania w rolach
społecznych ucznia i kolegi. (…) Uczniowie wychowywani do kontroli są przede
wszystkim motywowani lękiem przed karą. W wychowaniu autorytarnym całkowicie
kontroluje się jednostkę i uzależnia ją od siebie przez zaspokajanie
kształtowanych w niej potrzeb, hamuje zaś zdolność do krytycznej oceny
rzeczywistości. Sens tej edukacji polega na czynieniu ludzi pasywnymi i
prowadzi ich do adaptacji do rzeczywistości społecznej. Człowiek wykształcony
jest człowiekiem przystosowanym”.[12]
Skoro, jak podaje MEN, w roku 2011 średnia wieku polskich
nauczycieli wyniosła ok. 41 lat, łatwo obliczyć, że większość tych osób jako
dzieci wychowywała się w szkołach o utrwalonym i gruntownie ustabilizowanym
systemie autorytarnym. Wpojone im wzorce komunikacyjne i schematy relacji
uczeń-nauczyciel nie mogły pozostać bez śladu w świadomości lub podświadomości
tych, którzy dziś pełnią rolę wychowawców. Trudno się dziwić, że ich sposób
porozumiewania się z dziećmi, które przychodzą teraz do szkoły, nie przynosi
oczekiwanego przez nich efektu. I prawdopodobnie nie dojdzie do tego, jeśli nie
znajdą sposobu na nawiązanie kontaktu z tym, co przeżywają dzieci. Z moich
rozmów z nauczycielami wynika, że wielu z nich nie wie jak to zrobić, a
potwierdzają to także przeprowadzone przeze mnie dla potrzeb tej pracy badania
ankietowe.
Styl dyrektywny czy interaktywny
W kwestionariuszach ankiet zastosowałam opracowaną przez siebie
klasyfikację schematów językowych dzieląc je na styl dyrektywny (A),
charakterystyczny dla pedagogiki autorytarnej, oraz styl interaktywny (B) –
typowy dla komunikacji empatycznej M.B. Rosenberga oraz dla „języka osobistego”
w koncepcji Juula.
W stylu dyrektywnym, który odzwierciedlają zdania wybierane
przez uczniów oznaczone symbolem A, nauczyciel jest stroną dominującą: żąda,
wydaje rozkaz, polecenie i poprzez ocenę pozytywną lub negatywną określa efekt
finalny. Uczeń jest mniej lub bardziej biernym wykonawcą zadania, jego własne
zdanie, opinia czy wątpliwości na ten temat, a przede wszystkim jego uczucia i potrzeby
jakie poprzez to działanie zaspokaja, nie mają znaczenia. Aby skłonić ucznia do
wykonania polecenia nauczyciel może zastosować wszelkie środki przymusu, zwykle
są to kary lub groźby ich użycia, obietnice nagrody, etykietowanie, zakazy i
nakazy: dobrze, źle, tak wolno, tak nie wolno. Co istotne, zarówno uczeń jak i
nauczyciel nie są w tym stylu podmiotami komunikacji. Są odczłowieczonymi
realizatorami jakiegoś zewnętrznego planu działania, który niekoniecznie musi
podobać się jednej czy drugiej stronie. Nie ma miejsca na wymianę opinii,
poglądów i na dialog, ponieważ liczy się wyłącznie skutek i posłuszeństwo wobec
zewnętrznej kontrolującej władzy.
Styl interaktywny w ankietach oznaczony literą B, jest
przeciwieństwem języka autorytaryzmu. „Interaktywny” to wg. Słownika
języka polskiego PWN: „wymagający współuczestnictwa człowieka, umożliwiający
jego wpływ np. na formę dzieła”. Styl „interaktywny” oparty jest na
współdziałaniu i nawiązywaniu takiego kontaktu między ludźmi, który uwzględnia,
a nawet na pierwszym miejscu stawia ich uczucia i potrzeby. Taki kontakt,
według mnie, powinien być podstawą wszelkich relacji między osobami w szkole,
na nim można oprzeć i od niego zaczynać proces edukacji i prowadzenia człowieka
ku pewnym wartościom.
Język interaktywny daje szansę obu stronom na otwarte wyrażenie
siebie, swoich obaw i oczekiwań, a także bierze pod uwagę potrzeby, nawet
jeżeli nie można ich w danym momencie zaspokoić. W pedagogice wykorzystującej
ten styl komunikacji osiągamy określone cele wspólnie z dzieckiem poprzez
zastosowanie tzw. „siły współdziałania” razem z nim i przy jego zaangażowaniu
zamiast „siły ponad” czyli przewagi i dominacji charakterystycznej dla
pedagogiki autorytarnej.
Tak właśnie brzmi rekomendowany rodzicom i nauczycielom „język
osobisty” Jesper Juula. Komunikaty w stylu interaktywnym to także klasyczny
„język serca” – język komunikacji empatycznej czyli NVC Marshalla B.
Rosenberga, która w kontekście szkoły nazywana jest „edukacją wzbogacającą
życie”. Język dyrektywny odpowiada według koncepcji Rosenberga tzw. „językowi
szakala”, natomiast język interaktywny to ćwiczony podczas warsztatów NVC
„język żyrafy”.
Wzory szkolnych komunikatów w języku „szakala” i „żyrafy”
W ankietach znajdują się zdania w stylu dyrektywnym A (w „języku
szakala”), np.: „Znowu się nie nauczyłeś. Przez swoje lenistwo narobisz sobie
kłopotów! Co powiedzą na to twoi rodzice?”. Interaktywny odpowiednik B ( w
„języku żyrafy”) w tej samej sytuacji mógłby brzmieć: „Wynik testu to (ocena).
Jest ci przykro, bo chciałeś lepiej wypaść, ale miałeś kłopot z odpowiedziami
na pytania? Chciałbym o tym porozmawiać z tobą, może znajdziemy sposób i
sprawdzimy dlaczego test nie poszedł ci tak jak chciałeś i jak mógłbyś sobie
poradzić z kolejnym sprawdzianem”.
W sytuacji gdy uczeń jest przygotowany i aktywny podczas lekcji,
nauczyciel A mówi: „Jesteś bardzo dobrym uczniem, zasługujesz na nagrodę”,
natomiast nauczyciel B wyraża swoje emocje i nawiązuje kontakt z dzieckiem:
„Cieszę się, że jesteś zainteresowany lekcją. Czy chciałbyś dowiedzieć się
jeszcze więcej na ten temat?”.
Pytania od 1-9 w ankietach dla uczniów dotyczyły kilku typowych
sytuacji szkolnych. Dzieci otrzymały po dwa zdania do wyboru A lub B, a
także mogły dopisać swoje zdanie, jeżeli poprzednie nie przypominały im tego,
co zwykle słyszą w szkole. Tak sformułowane kwestionariusze miały ujawnić
rodzaj wypowiedzi, który uczniowie najczęściej słyszą ze strony nauczycieli i
jaki zapamiętali.
Pierwsze i drugie pytanie to zdania wypowiadane przez
nauczyciela do ucznia, który nie odrobił pracy domowej oraz gdy ma słaby wynik
testu, natomiast pytanie trzecie i czwarte przeciwnie – kiedy dziecko ma
zadanie domowe a wynik testu jest wysoki. W pytaniu piątym chciałam dowiedzieć
się jakie zdania uczniowie słyszą od nauczyciela kiedy nie reagują na jego
polecenia i prośby o uwagę, a w pytaniu 6 – gdy któryś z uczniów podnosi głos
na lekcji i wypowiada wulgarne słowa lub groźby. Pytania 7 i 8 dotyczyły zdań
wypowiadanych do całej klasy, najpierw gdy nauczyciel chce zachęcić do zajęć, a
w pytaniu 8 gdy grupa nie reaguje na jego polecenia i prośby o uwagę. Pytanie 9
ankiety przywoływało sytuację bójki między uczniami i było rozszerzone o
prośbę, by zapisać nie tylko słyszane i zapamiętane przez uczniów słowa ale
również reakcję nauczyciela.
Pytanie 10 dotyczyło poziomu zadowolenia z kontaktu jaki dzieci
nawiązują z dorosłymi w szkole. Sformułowałam je tak, by ukazywało jednocześnie
na ile samopoczucie dzieci przekłada się na ich motywację do tego, by wychodzić
z domu do szkoły i podejmować rozmowy z nauczycielami.
Poszczególne odpowiedzi do wyboru w punkcie 10 brzmiały:
„5” – Codzienne chętnie wychodzę do szkoły. Bardzo lubię
spotykać się i rozmawiać z nauczycielami. Rozumiem ich i oni mnie słuchają i
rozumieją.
„4” – W ciągu ostatniego miesiąca chętnie wychodziłem do szkoły.
Tam jest zawsze coś ciekawego o czym można porozmawiać z nauczycielami.
„3” – Czasami, trzy-cztery razy w miesiącu wolałbym nie
pójść do szkoły. Obawiam się trochę co powie nauczyciel, i czy mnie zrozumie.
„2” – Raz, dwa razy w tygodniu mam problem z wyjściem z domu do
szkoły. Nie lubię rozmawiać z nauczycielami.
„1” – Codziennie zmuszam się do chodzenia do szkoły. Nie wiem
jak się dogadać z nauczycielami. Nie wiem o co im chodzi i oni mnie nie słyszą
ani nie rozumieją.
Ta skala odpowiada także emocjom jakie towarzyszą dzieciom w
kontekście szkoły. Od pełnego zadowolenia – „codziennie chętnie wychodzę do
szkoły” – 5, poprzez zadowolenie „czasami” – „w ciągu ostatniego miesiąca
chętnie wychodziłem do szkoły” – 4. Na poziomie 3 pojawiają się przykre emocje:
obawa, niepokój: „wolałbym nie pójść do szkoły”, poprzez poziom 2 –
zniechęcenie: „mam problem z wychodzeniem do szkoły”, „nie lubię
rozmawiać z nauczycielami”, aż do całkowitego braku zadowolenia, niechęci
i zagubienia – „codziennie zmuszam się”, „nie wiem jak się dogadać z
nauczycielami…”.
Wyniki badań
W ankietach wzięli udział uczniowie sześciu klas szkoły
podstawowej. Po dwie klasy na trzech poziomach nauczania, od czwartej do
szóstej. 87 uczniów udzieliło w sumie 768 odpowiedzi. Aż 530 ( 69 proc.) zdań
zapamiętanych przez dzieci odpowiada stylowi dyrektywnemu – A, natomiast 198
zdań (26 proc.) to zdania typu B.
W pytaniach od 1 do 9 większość uczniów wybrała jedno spośród
zaproponowanych przeze mnie zdań A lub B. Jeśli nie wybrali spośród tych dwóch
opcji, zdania, które przytaczali, były bardzo podobne do podanych do wyboru i
wyrażały zwykle rozkaz, manipulowanie nagrodą lub karą, lub ocenę np.: „Jesteś
bardzo aktywnym uczniem (A)” – co brzmi inaczej niż „Cieszę, się, że jesteś
dziś taki aktywny – (wyrażenie emocji nauczyciela – B)”. Opracowując ankiety
zinterpretowałam zdania dodane przez dzieci i zakwalifikowałam je do stylu
dyrektywnego A lub interaktywnego B.
Niektóre zdania zapamiętane przez uczniów były przykładem
wymieszania stylów – np.: „Tym razem ci się nie udało (wyrażenie smutku i
nadziei, że będzie szansa za drugim razem – B), musisz przyjść na konsultacje
(rozkaz – A)”, oraz w sytuacji bójki między uczniami: „Co się stało?
(zainteresowanie sytuacją, zaangażowanie – B), w szkole nie wolno się bić!
(rozkaz – B)”. Wypowiedzi takich było jednak zdecydowanie mniej i
zakwalifikowałam je jako styl mieszany A/B. W sumie 38 zdań (5 proc.) odpowiada
stylowi mieszanemu A/B.
Pewnym zaskoczeniem dla mnie były wypowiedzi dopisane przez
uczniów mówiące o tym, że nauczyciel nie reaguje, „nic nie mówi”. Było tak
kiedy uczeń miał dobry wynik testu, odrobione zadanie domowe i był zaangażowany
podczas lekcji. Jeden z uczniów napisał nawet całe zdanie nauczyciela, które
brzmi wymownie: ”Dobrze, że coś robisz. Jest tak, jakby cię nie było”. Ponieważ
powyższe wypowiedzi znalazły się w pytaniach dotyczących sytuacji, kiedy
dziecko wykonuje zadania, więc robi coś, co warto zauważyć i nazwać, nauczyciel
jednak tego nie robi, zaliczyłam te wypowiedzi do stylu A. Są one według mnie
przykładem komunikacji bezosobowej, a nawet unikania kontaktu typowego dla
stylu dyrektywnego. Skupienie uwagi na negatywach i nieumiejętność przeżywania
wraz z dzieckiem radości z jego sukcesu, to stracona okazja na nawiązanie z nim
motywującej i bliskiej relacji.
Jeśli chodzi o poziom satysfakcji z kontaktu z nauczycielami i
motywację do wychodzenia do szkoły, którą miały ujawnić odpowiedzi w punkcie
10, wyniki całej badanej grupy wyniki wyglądają następująco: na 86
odpowiedzi – 31 uczniów (36 proc.) zaznaczyło poziom 4 i 5, (codziennie lub
zwykle w ciągu ostatniego miesiąca chętnie wychodzili do szkoły, lubią
rozmawiać z nauczycielami, rozumieją ich i czują się wysłuchani i rozumiani,
zawsze jest coś ciekawego o czym mogą z nimi porozmawiać). 29 uczniów (34
proc.) zaznaczyło poziom 3 (Czasami, trzy-cztery razy w miesiącu woleliby nie
pójść do szkoły, obawiają się co powie nauczyciel i czy ich zrozumie). 26
uczniów (30 proc.) zaznaczyło poziom 2 oraz 1 („Raz, dwa razy w tygodniu mam
problem z wyjściem z domu do szkoły. Nie lubię rozmawiać z nauczycielami” a
także „Codziennie zmuszam się do chodzenia do szkoły. Nie wiem jak się dogadać
z nauczycielami. Nie wiem o co im chodzi i oni mnie nie słyszą ani nie
rozumieją”). Odpowiedzi na najniższym poziomie (1) było 13, tyle samo ile
odpowiedzi na poziomie 2.
Drastyczna przewaga języka „szakala”
Gdyby zsumować wyniki w tabeli wskazującej na zadowolenie dzieci
na poziomie 3 oraz poniżej, czyli 2 i 1, można zasugerować wniosek, że 2/3 (64
proc.) uczniów niechętnie wychodzi do szkoły. Dlaczego? Pośrednio znajdujemy
wyjaśnienie w samym kwestionariuszu w punkcie 10. Pytania tego punktu zawierają
sugestię – od pytania numer 3: „obawiam się, co powie nauczyciel i czy mnie
zrozumie” aż do 1 – „nie wiem jak się dogadać z nauczycielami, nie wiem o co im
chodzi i oni mnie nie słyszą ani nie rozumieją”. Uważam, że można z dużym
prawdopodobieństwem rozpoznać potrzeby dzieci, których nie są w stanie
zaspokoić – są to np. potrzeba bezpieczeństwa a także potrzeba kontaktu, bycia
wysłuchanym i zrozumianym. W tej sytuacji trudno przyznać, że szkoła jest dla
tych dzieci miejscem radosnego zdobywania doświadczeń i wiedzy.
Ciekawe są wyniki ankiety z perspektywy poszczególnych klas.
Przytoczę tu jedynie dwa skrajne wyniki, w klasach IV a oraz w klasie VI a.
Pozostałe mieszczą się pomiędzy nimi, zwykle z dużą przewagą komunikatów w
stylu dyrektywnym.
Klasa, w której uczniowie słyszeli i zapamiętali najwięcej
komunikatów w stylu interaktywnym („żyrafy”) to IV a. Spośród 17 uczniów z tej
klasy język ten (B) słyszeli oni w 56 wypowiedziach nauczyciela (37 proc.). W
tej klasie było też najwięcej, bo aż 25 wypowiedzi mieszanych w stylu A/B (16
proc.). Gdyby zaliczyć połowę wypowiedzi mieszanych do grupy typu B, wynik (45
proc.) mógłby świadczyć o tym, że uczniowie w tej klasie słyszą niemal połowę
wypowiedzi nauczyciela w języku osobistym („żyrafy”) , są więc zapraszani do
kontaktu i współpracy, w której brane są pod uwagę uczucia i potrzeby.
Charakterystyczne w tej klasie są wypowiedzi nauczyciela, kiedy
uczeń pracuje na lekcji i odrabia zadania domowe. Wielu uczniów wpisało własne
zapamiętane zdania, które bezpośrednio wyrażają uczucia nauczyciela:
„Gratuluję, cieszę się, że tak dobrze napisałeś ten sprawdzian”, „Bardzo dobrze
poszedł ci ten test, mam nadzieję, że następny pójdzie ci tak samo” oraz:
„Cieszę się, że jesteś taki aktywny”. Jeden z uczniów podkreślił kilkoma
wykrzyknikami zdanie nauczyciela, które zapamiętał, gdy jego wynik testu był
wysoki: „Dziękuję, jak się tak bardzo cieszę!!!!!!!”.
Uczniowie w tej klasie zapamiętali 71 komunikatów w stylu A
czyli 46 proc. Nauczyciel używał ich najczęściej w sytuacjach potencjalnie
niebezpiecznych – gdy uczeń podnosi głos na lekcji i wypowiada wulgarne słowa
(pt. 6), a także wtedy, kiedy chciał zmotywować uczniów do wykonania polecenia
(pt.7). Robił to zwykle obiecując nagrodę, pozytywną ocenę albo dodatkowe
punkty.
Mimo, że liczba wypowiedzi A w tej klasie jest nieco wyższa (o
11 punktów procentowych) niż tych w stylu B, uczniowie i tak doceniają i lubią
tego typu komunikację. Jest to jedyna spośród badanych klas, gdzie w ostatnim
10 punkcie żaden z uczniów na skali 5-1 nie ocenił swojego samopoczucia w
relacjach z nauczycielem poniżej liczby 3.
Drastycznie wygląda zestawienie wyniku poziomu satysfakcji z kontaktu i motywacji w poprzedniej klasie IV a oraz klasie VI a. W tej ostatniej na 20 uczniów aż 11, czyli ponad połowa twierdzi, że ich satysfakcja w kontakcie z nauczycielami jest na poziomie 1 lub 2, u 6 uczniów na poziomie średnim – 3. Tylko troje uczniów lubi chodzić do szkoły i nie ma kłopotów w porozumiewaniu się z nauczycielami, co odpowiada ocenie zadowolenia 4 i 5.Na przeciwległym biegunie w stosunku do klasy najmłodszej znalazły się wyniki klasy VI a. W ankietach tej klasy na 172 wypowiedzi aż 142 (84 proc.) to komunikaty A, a tylko 26 (15 proc.) komunikaty w stylu B. Jedną wypowiedź – czyli 1 proc. zaklasyfikowałam do komunikatów mieszanych A/B i jest to zdanie: „Bardzo dobrze (ocena – A), gratuluję (wyrażenie radości, choć nie wprost – B). W tej klasie też aż trzy razy pojawia się uwaga ucznia – nauczyciel „nic nie mówi”, „nauczyciel nie zwraca uwagi” w punkcie 3 i4, atakże w pytaniu 9, kiedy uczniowie się biją – „nauczyciel nie reaguje”.
Drastycznie wygląda zestawienie wyniku poziomu satysfakcji z kontaktu i motywacji w poprzedniej klasie IV a oraz klasie VI a. W tej ostatniej na 20 uczniów aż 11, czyli ponad połowa twierdzi, że ich satysfakcja w kontakcie z nauczycielami jest na poziomie 1 lub 2, u 6 uczniów na poziomie średnim – 3. Tylko troje uczniów lubi chodzić do szkoły i nie ma kłopotów w porozumiewaniu się z nauczycielami, co odpowiada ocenie zadowolenia 4 i 5.Na przeciwległym biegunie w stosunku do klasy najmłodszej znalazły się wyniki klasy VI a. W ankietach tej klasy na 172 wypowiedzi aż 142 (84 proc.) to komunikaty A, a tylko 26 (15 proc.) komunikaty w stylu B. Jedną wypowiedź – czyli 1 proc. zaklasyfikowałam do komunikatów mieszanych A/B i jest to zdanie: „Bardzo dobrze (ocena – A), gratuluję (wyrażenie radości, choć nie wprost – B). W tej klasie też aż trzy razy pojawia się uwaga ucznia – nauczyciel „nic nie mówi”, „nauczyciel nie zwraca uwagi” w punkcie 3 i4, atakże w pytaniu 9, kiedy uczniowie się biją – „nauczyciel nie reaguje”.
Znając środowisko nauczycieli i realia polskich szkół spodziewam
się w tym miejscu argumentów, że była to „trudna” klasa, dzieci ze
„szczególnych rodzin”, o określonym statusie ekonomicznym, czy pewnym ilorazie
inteligencji itp. Nie wchodząc w dyskusję z tą, być może słuszną argumentacją,
chcę jednak stwierdzić, że potrzeby bezpieczeństwa, kontaktu, bycia zrozumianym
i wysłuchanym posiada każdy człowiek bez wyjątku, bez względu na poziom wiedzy,
iloraz inteligencji czy środowisko. Nawet jeśli nie potrafi nazwać tych
potrzeb, przeżywa w związku z ich zaspokojeniem i nie zaspokojeniem określone
uczucia. Im mniej ma okazji do zaspokojenia potrzeb w swoim domu, w naturalnych
relacjach z bliskimi, tym mocniej domaga się tego w innych okolicznościach i
miejscach.
Rozumiem też, że dla nauczycieli praca z dziećmi, których
potrzeby są często frustrowane poza szkołą, jest wyjątkowo trudna, zwłaszcza,
że i nauczyciele, aby wspierać uczniów w zaspokajaniu ich potrzeb, sami
potrzebują bezpieczeństwa i dobrej komunikacji między sobą. Moim zdaniem
kształtowanie zespołów nauczycielskich jako grup samopomocowych, wspierających
się w nawiązywani kontaktu między sobą i z uczniami (zamiast rywalizacji o
własne oceny i wyniki uczniów, co niestety zdarza się w polskich szkołach
bardzo często), mogłoby moim zdaniem przyczynić się do uzdrowienia sytuacji
polskiej szkoły. Prawdopodobnie potrzebne byłyby także zmiany systemowe, na
przykład tworzenie zespołów prowadzących stały i systematyczny dialog o
edukacji na wszystkich poziomach i we wszystkich ośrodkach odpowiedzialnych za
oświatę – od samorządów po organizacje pozarządowe i instytucje rządowe
włącznie, nie wykluczając z tego dialogu rodziców oraz przynajmniej od etapu
szkoły ponadpodstawowej – uczniów, a nawet przyznając rodzicom i dzieciom
szczególnie ważny głos.
Wnioski
Analiza wypełnionych przez uczniów ankiet ujawniła wyraźnie
związek między tym, jak styl komunikacji wpływa na ich samopoczucie i motywację
do przychodzenia do szkoły i nawiązywania kontaktu z nauczycielami. Ten wynik
potwierdza założoną przeze mnie tezę o znaczącym wpływie nawyków językowych na
problemy współczesnej szkoły. Moim zdaniem używany przez nauczycieli język jest
jedną z przyczyn wielu codziennych wyczerpujących konfliktów w klasach a także
wzajemnej niechęci dzieci i dorosłych, która często prowadzi do oporu,
rezygnacji i bezradności, a w konsekwencji prawdopodobnie także do zachowań
agresywnych ze strony uczniów.
U dorosłych z kolei skutkuje szybkim wypaleniem zawodowym, rutyną w wykonywaniu zawodu i niechęcią do rozwoju i podążania za dynamiką zmian współczesnego świata. W ten sposób także dzieci nie otrzymują niezbędnego wsparcia i twórczego przewodnictwa ze strony dorosłych.
U dorosłych z kolei skutkuje szybkim wypaleniem zawodowym, rutyną w wykonywaniu zawodu i niechęcią do rozwoju i podążania za dynamiką zmian współczesnego świata. W ten sposób także dzieci nie otrzymują niezbędnego wsparcia i twórczego przewodnictwa ze strony dorosłych.
Aby wyjść naprzeciw kłopotom nauczycieli postanowiłam zbadać
bliżej zagadnienie, sprawdzić jego przyczyny a także zaproponować pewne
rozwiązania systemowe, które pomogłyby nawiązać i ożywić szkolny międzyosobowy
dialog – nauczycieli z uczniami i odwrotnie.
Ankiety pokazały mi u obu stron wzajemną bezradność i nieświadomość
tego, co dzieje się w sferze emocji w trakcie zwykłych codziennych rozmów. Z
dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że większość obecnej populacji
rodziców i nauczycieli wychowanych w okresie PRL, w obowiązującym wtedy
autorytarnym modelu pedagogicznym, może mieć kłopot z nawiązaniem kontaktu z
dziećmi, i nie jest to ani ich wina ani żadna dysfunkcja. Skoro sami wzrastali
w domach i uczyli się w szkołach gdzie ich uczucia nie były brane pod uwagę,
mogą mieć trudność z wyrażaniem i przyjmowaniem komunikatów nacechowanych
emocjonalnie, zwłaszcza jeśli brakuje im intuicyjnego wyczucia i umiejętności
włączania w proces komunikacji emocji dziecka. Potrzebują treningu, aby
rozpoznawać własne emocje i emocje drugiej osoby oraz ćwiczyć świadome ich wyrażanie
i nawiązywanie takiego rodzaju kontaktu, w którym główną treścią przekazu są
ujawnione poprzez uczucia potrzeby, zaspokojone lub niezaspokojone. Na tym
polega właśnie trening według metody komunikacji interpersonalnej NVC Marshalla
B. Rosenberga.
Moim celem było i jest wyjście naprzeciw nauczycielom i wsparcie
ich w rozpoznaniu nawykowego stylu komunikowania się z uczniami, a zarazem
pokazanie im jaki wpływ mają wypowiadane przez nich słowa na samopoczucie
dzieci. Pośrednio ma to także wpływ na ich własne samopoczucie i pracę w
szkole. Ankiety uczniów pokazują na konkretnych przykładach jak brzmią
komunikaty dyrektywne i jakie jest ich emocjonalne tło. Spełniają więc funkcję
nie tylko narzędzia pomiarowego ale i poglądowej techniki dydaktycznej. Mogą
posłużyć jako wprowadzenie do długoterminowego programu szkoleń komunikacji
interpersonalnej dla nauczycieli. Gdyby podobne ankiety udało się przeprowadzić
na większej i dającej statystycznie znacznie bardziej miarodajne wyniki,
zarówno w grupie uczniów i nauczycieli. Z kolei gdyby później z tymi samymi
nauczycielami przeprowadzić długoterminowy – trwający np. rok trening języka
interaktywnego i dialogu z dzieckiem, a potem powtórzyć ankiety już w formie
ewaluacyjnej na zakończenie programu szkoleń. Spodziewam się wielu ciekawych i
dających wiele do myślenia wyników a także działań i poszukiwania
strategii na zaspokojenie potrzeb wszystkich, zwłaszcza dzieci. Chciałabym, aby
ich codzienna wędrówka w życie, poprzez szkolne sale, była dla nich, i dla ich
dorosłych towarzyszy, przyjemną i fascynującą przygodą.
[1] Por. Danuta Waloszek, Pedagogika przedszkolna, metamorfoza
statusu i przedmiotu badań, Kraków 2006, str. 69-70.
[2] Por. M. Kosiorek, Pedagogika autorytarna. Geneza,
modele, przemiany. Oficyna Wydawnicza „Impuls”, 2007, s. 163.
[3] Tamże, s. 99.
[4] Por. M. Kosiorek, Pedagogika autorytarna…, dz. cyt, s . 175.
[5] Por. Tamże, s. 176.
[6] Por. M. Żylińska, Problem z motywacją, czyli jak wymusić
efektywną naukę, Oś świata,
http://osswiata.pl/zylinska/2012/01/23/problem-z-motywacja-czyli-jak-wymusic-efektywn-nauke/.
[7] H. Muszyński, Podstawy wychowania, s. 58. Cyt za: M. Kosiorek,
Pedagogika autorytarna, dz. cyt., s. 158.
[8] Por. M. Kosiorek, Pedagogika autorytarna, dz. cyt, s. 175.
[9] M. Kosiorek, Pedagogika autorytarna, dz. cyt, s. 253.
[10] M. Kosiorek, Pedagogika autorytarna…, dz. cyt. s. 99.
[11] Por. tamże s. 148.
[12] H. Janowska, Wychowanie „do kontroli” i wychowanie „do
autonomii, [w:] Między autonomią a kontrolą, red. A. Kojder, J. Kwaśniewski,
Oficyna Naukowa, Warszawa 1992. Cytuję za M. Kosiorek, Pedagogika autorytarna,
dz. cyt. s. 256.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz