Pewnie wielokrotnie w swoim życiu słyszałeś lub/i stosowałeś słowa w stylu: „Nie płacz.”, „Uspokój się.”, „Nic się nie stało.”, „Nie przejmuj się.”, „Jesteś przewrażliwiona.”, „Nie przesadzaj.”, „Nie było chyba tak źle.”, „Weź się w garść.”itd.
Mimo, że kierowane pięknymi intencjami wsparcia drugiego człowieka to niestety nie działają. To, co najczęściej się dzieje, mylnie odbierane za uspokojenie się, to zawstydzanie. Mówiąc do kogoś np. „Mogło być jeszcze gorzej.” możemy nieświadomie zdewaluować cierpienie tej osoby. Wtedy na jej ustach może pojawić się nieszczery uśmiech i przyznanie racji, które kryją zawstydzenie, że cierpienie w naszych oczach mogło wypaść nieadekwatnie. W konsekwencji rozpacz zostanie przykryta wstydem i taka osoba zostanie sama ze swoim bólem mimo, że tak bardzo chciałaby oparcia w trudzie, którego doświadcza.
Dlaczego tak ciężko nam towarzyszyć w cierpieniu innych?
Myślę, że przede wszystkim dlatego, że w naszej kulturze ból postrzegany jest za coś niepożądanego i coś czego szybko trzeba się pozbyć, a nie jako coś co niesie nam ważną informację o naszych niezaspokojonych potrzebach. O ile w sytuacjach kiedy rozleje się komuś wrzątek na nogę i szybka reakcja jest bardzo wskazana, to kiedy mamy problemy relacyjne w pracy, kryzys egzystencjalny, depresję, trudności wynikające z niskiego poczucia wartości czy problemy małżeńskie to presja na pośpiech może tylko jeszcze bardziej skomplikować sytuację.
Dodatkowym problem jest to, że bardzo dużo osób, żyje przekonaniem, że jest odpowiedzialna za emocje drugiej strony.
To także było nam wpajane do głowy już od małego – słowa „Denerwujesz mnie. Zawiodłeś mnie. Będzie mi przykro jeśli ty…”itd. sugerują, że to Ty odpowiadasz za samopoczucie drugiej strony. Wiele osób może nawet nie dopuszczać do siebie myśli, że coś w tym rozumowaniu jest nie tak. Wtedy jednak polecam zastanowić się nad takim ciekawy paradoksem, który się tworzy kiedy powiedziałbym – „Denerwuje mnie, że się na mnie wkurzasz.” Kto wtedy jest odpowiedzialny za powstałe emocje?
Dlatego jeśli myślisz w kategoriach brania odpowiedzialności za emocje innych, to gdy ktoś cierpi może pojawić się gdzieś w Twojej głowie głos „Muszę mu pomóc! To mój obowiązek.” Tego typu myśl może jednak powodować konflikt wewnętrzny, bo będzie uderzać w potrzebę autonomii – „Chcę móc swobodnie wybierać czy chcę pomóc komuś w danej chwili nie czy nie.” Ale branie odpowiedzialności za emocje drugiej strony nie daje wyboru i do tego powoduje lęk przed porażką – „Muszę pomóc, więc co jeśli nie będę potrafić pomóc?” Pojawia się wtedy napięcie, które może prowadzić do inwestowania wielkiej energii w dawanie dar oraz próby tłumaczenia komuś jak rozwiązać problem. Jednak kiedy ktoś jest w wielkim bólu, którym chciał się podzielić i nie prosił o rady to rady mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc. Taka osoba może nie mieć dostępu do pełni swoich zasobów poznawczych mózgu, bo stres je odcina. Jest jedynie targana emocjami i nie wie co tak naprawdę jest przyczyną jej problemów. Nie ma świadomości o jakie niezaspokojone potrzeby warto zadbać.
Branie odpowiedzialności za emocje innych może także wpędzić w pewną pułapkę.
Ktoś, kto bardzo stara się pomóc, ale jego rady nie działają i nic nie zmienia się w zachowaniu drugiej strony, może doświadczyć wielkiej frustracji i złości. Czuje się wtedy zniewolony odpowiedzialnością za cierpienie drugiej strony i bezsilny. Może wtedy zacząć buntować przeciwko cierpiącemu i próbować unikać tematów dotyczących jego problemów, krytykować przez co ten jeszcze bardziej zaczyna pogrążać się w swoim cierpieniu lub w ogóle zrezygnować z relacji. Wtedy cierpiący może zacząć wzbudzać poczucie winy i żądać pomocy, co potęguje bezsilność i frustrację.
Szczególnie może być to mocne dla kogoś kto w dzieciństwie doświadczał sytuacji kiedy rodzic przychodził do niego ze swoimi problemami szukając wsparcia. Myliły się wtedy role i dziecko stawało się rodzicem dla swojego rodzica. Dla dziecka zadowolenie opiekuna jest kluczowe, bo odrzucenie przez opiekuna lub jego rezygnacja z opieki jest dla dziecka równoznaczne ze śmiercią dlatego będzie robić wszystko by tego uniknąć.
Jak widać wiele elementów może przyczyniać się na to, że trudno może być nam słuchać cierpienia innych. Co w takim razie można zrobić?
Po pierwsze. Zwróć uwagę na swoje nawyki reagowania na trudności i cierpienie drugiej strony. Jak dużo tam rad, pouczania, frustracji, złości, krytyki, jak dużo mówienia, a ile współczucia słuchania, milczenia i bycia przy kimś.
Po drugie. Warto uświadomić sobie, że nie jesteśmy odpowiedzialni za emocje drugiej strony (może to oczywiście wymagać dłuższej wewnętrznej pracy, jeśli bardzo mocno ten nawyk myślenia zakorzenił się w nas). Jesteśmy odpowiedzialni jedynie za nasze zachowania. Nie musisz nikomu pomagać, jeśli nie chcesz lub nie czujesz się na siłach. Nie chodzi też tutaj, by buntować się przeciwko drugiej stronie. Być może warto jej jedynie zakomunikować, że chcemy jej dobra ale nie czujemy się na siłach, żeby ją wesprzeć. Dlatego proponujemy, by skorzystała z pomocy kogoś innego.
Po trzecie. Warto uświadomić sobie, że sama Twoja intencja chęci niesienia pomocy jest ważna i wartościowa. Nie masz obowiązku pomagać drugiej stronie dokładnie w taki sposób jaki ona tego oczekuje. Szczególnie jeśli uważasz, że ta forma Ci nie służy. Możesz proponować inne formy pomocy, które Ci bardziej pasują. Jeśli druga strona nie chce ich przyjąć to pozostaje Ci jedynie jej współczuć.
Po czwarte. Warto zadać sobie pytanie „Czy mam odpowiednie umiejętności i wiedzę jak pomagać innym?”. Często, po prostu nie mamy takiej wiedzy i umiejętności, bo jedyne czego się nauczyliśmy to uspokajać i dawać rady. A w wielu sytuacjach ktoś, kto przeżywa trudne emocje nie chce rad. Potrzebuje za to być cierpliwie wysłuchanym z empatią i akceptacją oraz może potrzebować wsparcia w tym, żeby jego rozpacz i żal w pełni wybrzmiały. Dopiero potem otwiera się przestrzeń na szukanie konkretnych i logicznych rozwiązań problemu. Uważam, że szczególnie ważne dla rodziców jest posiadanie takich umiejętności, bo wtedy będą mogli nauczyć swoje dzieci konstruktywnego radzenia sobie z trudnymi emocjami zamiast uczyć je tłumienia uczuć.
Tak trudno nam słuchać cierpienia, bo nie potrafimy. Ale piękne jest to, że jest w nas ta energia wpierania innych. Pozostaje nam tylko tyle i aż tyle, by uczyć się korzystać z niej w konstruktywny sposób.
Łukasz Bieliński