"Czy praca domowa rzeczywiście służy naszym dzieciom? Kto
ma prawo do decydowania o tym, w jaki sposób rodzina
spędzi popołudnie - rodzice czy szkoła?
Każde dziecko przynosi na świat niepowtarzalny potencjał i wewnętrzną motywację do rozwoju -
dowodzą badania neurobiologów. Tymczasem my, dorośli, mamy przekonanie, że dziecięcy
rozwój trzeba stymulować, co z zapałem czyni my, m.in. opłacając treningi i zajęcia dodatkowe,
stosując upo mnienia i pilnując odrabiania obowiązkowej pracy domowej.
Wiele rodzin znaczną część popołudnia spędza na prze pychankach i dyskusjach związanych z
zadaniami domowy mi. „Dużo macie zadane?”, „Tyle razy ci mówiłam, najpierw nauka, potem
zabawa”, „Lekcje odrobione?” - powtarzamy dzień po dniu. Marszczymy brwi i obgryzamy ołówki
nad za daniami z zeszytów ćwiczeń. Wolelibyśmy pojechać z dziećmi na wycieczkę rowerową,
biologii uczyć w zoo albo wspólnie przygotować posiłek. Wszystkie te zajęcia sprzyjają nie tylko
rozwojowi poznawczemu, ale i emocjonalnemu - pozwalają też wzmacniać rodzinne więzi. Szkoła
rozpisała nam jednak inne zadania, a za niesubordynację grozi kara.
W ogniu hartuje się stal
„Dzieci w większości nie cierpią prac domowych. Ktoś mógłby spytać: »Co to za argument?«.
Okazuje się, że podsta wowy. Nauka jest najbardziej skuteczna i najlepiej przygotowuje dzieci do
życia w coraz prędzej zmieniającym się świecie wte dy, kiedy jest dobrowolna, oparta na
wewnętrznej motywacji, ciekawości, radości odkrywania i poznawania świata” - pisze psycholog
Agnieszka Stein na blogu Dzikie Dzieci. Dzięki odkryciom neurobiologów widzimy wyraźnie, że
założenie, na którym opiera się pruski model szkoły: w nauczaniu naj ważniejsza jest
systematyczność i konsekwentne realizowanie odpowiednio dostosowanych ćwiczeń, jest błędne.
„Neurobiolodzy dowodzą, że nowe połączenia neuronalne w mózgu powstają wtedy, kiedy
jesteśmy autentycznie zainteresowani przedmiotem nauki i czerpiemy z niej przyjemność” - wy -
jaśnia Marzena Żylińska, autorka książki „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne
mózgowi”. „Jednym z pod stawowych problemów związanych z pracą domową jest to, że jest ona
obowiązkowa, czyli opiera się na przymusie” - mówi Agnieszka Stein. „Nasze przekonanie o
edukacji, która polega na wykuwaniu w pocie czoła przyszłych talentów, na gruncie aktualnej
wiedzy o rozwoju poznawczym i procesach uczenia się jest po prostu całkowicie nieprawdziwe”.
Nie ma potrzeby nakładania na dzieci obowiązku pracy w domu. Taki model edukacji spotykamy
m.in. w placówkach inspirowanych pedagogiką Marii Montessori. „Podstawą dzia łalności szkoły
jest praca własna dzieci. W związku z tym, że uczniowie każdego dnia mają czas zarezerwowany
na samo dzielną naukę, nie ma potrzeby zadawania im prac domowych. Wyjątek stanowią wiersze
czy słówka z języka obcego, których trzeba się nauczyć na pamięć” - opowiada Dominika Malkus-
Jankowska, dyrektorka Integracyjnej Podstawowej Szkoły Montessori Elipsoida w Warszawie.
„Uczniowie robią to jed nak dlatego, że chcą, a nie dlatego, że muszą, bo w przeciwnym razie
dostaną uwagę do dzienniczka albo złą ocenę”. Dzieci mogą same zadeklarować, którego wiersza i
na kiedy mają ochotę się nauczyć. Taka umowa z nauczycielem powoduje, że czują się
zobowiązane, by się z niej wywiązać.
Podobne doświadczenia mają nauczyciele klasycznych szkół, którzy zdecydowali się zrezygnować z
obowiązkowej pracy domowej. „Moja znajoma, która jest psychologiem w poradni zdrowia
psychicznego, opracowuje zalecenia o do stosowaniu metod nauczania do potrzeb konkretnych
dzieci. Uczniom, którzy mają nadpobudliwość albo fobię szkolną, wy stawia zalecenie, w którym
prosi o zwolnienie dziecka z odra biania lekcji” - opowiada Agnieszka Stein. „Ostatnio przyszła do
niej nauczycielka, która chciała jej podziękować. Zgodnie z zaleceniami zwolniła to jedno dziecko z
zadań domowych, a po dwóch tygodniach, gdy zobaczyła jak efektywnie zaczęło pracować na
lekcjach, przestała zadawać pracę domową w ogó le. W rezultacie dzieci uczestniczą w zajęciach z
taką chęcią, że nie wyobraża sobie już powrotu do starych metod”.
Praca na dwa etaty
Codzienne zadania domowe powodują, że zaciera się gra nica między czasem poświęcanym na
pracę i czasem wolnym, w którym można odpoczywać, rozwijać pasje, zawierać nowe znajomości
czy też robić coś wspólnie z rodziną i znajomymi. Można dziś odnieść wrażenie, że nie tylko
rodzice, ale i dzieci przynoszą do domu nadgodziny. Wiecznie zagonionym doros łym łatwiej
zaakceptować pośpiech i presję, której poddawane są dzieci. „Rodzice wydają się zaniepokojeni,
gdy nauczyciel decyduje, że części ćwiczeń z podręcznika dzieci nie muszą wykonywać” - zauważa
Agnieszka Stein. Warto zadać sobie pytanie, jakie nawyki chcemy wspierać w dzieciach. Czy zależy
nam na tym, by nauczyły się pracować od rana do nocy? Czy może raczej na tym, by umiały
znaleźć równowagę między pra cą a czasem na relaks i pielęgnowanie relacji z innymi ludźmi?
W teorii głównym celem zadań domowych jest uporządko wanie i utrwalenie wiedzy zdobytej na
lekcjach. Jednak najpo pularniejsza forma prac domowych wcale temu nie służy. „We dług mnie
problemem nie jest to, że dzieci mają się po lekcjach uczyć. Mózg uczy się cały czas. Problemem
jest forma, jaką tej nauce nadajemy. Jeśli każemy dziecku odtwórczo wstawiać w luki informacje,
które już zna albo które skądś przepisuje, to nie powinno nikogo dziwić, że ono nie widzi w tym
sensu” - uważa Marzena Żylińska. „Trzeba sięgnąć po inny typ zadań, które będą wykorzystywały
dziecięcą kreatywność i pozwala ły na poznawanie świata wszystkimi zmysłami. Jeśli wszystko
sprowadzamy do kanału werbalnego i mówimy dziecku, że ma siedzieć, czytać i powtarzać przez
sześć godzin w szkole, a potem chcemy, by w domu robiło to samo, to jest to nie fair w stosunku
do niego. Powinniśmy zadbać, by rozwijał się cały mózg, a nie tylko jego część odpowiedzialna za
reprodukowanie danych. Dlatego dzieci powinny po szkole móc też biegać, skakać, poznawać
świat wszystkimi zmysłami”.
Rozwiązaniem byłaby taka organizacja nauczania, w której dzieci mogłyby wybrać projekt do
realizacji po lekcjach: mogą np. pracować w ogródku albo sklejać modele samolotów."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz